sobota, 30 kwietnia 2016

Podsumowanie miesiąca: kwiecień 2016


Kolejny miesiąc zleciał. Nawet powiedziałabym, że trochę za szybko. Cieszę się jednak, że wiosna powoli rozkwita. Niestety nie udało mi się za wiele poczytać na świeżym powietrzu, a wszystko przez to, że kwiecień w tym roku był bardzo kapryśny jeśli chodzi o pogodę. Mam nadzieję, że maj będzie trochę przyjemniejszy ;).
Czytam bardzo dużo i póki co jestem zadowolona z wyników. Bierzecie udział w wyzwaniu: przeczytam 52 książki w roku? Pochwalę się. Ja już ukończyłam wyzwanie! Właśnie czytam 54 książkę ;). Jeśli tak dalej pójdzie będę biła swoje rekordy czytelnicze w tym roku. A mówiąc szczerze, mam bardzo dobry czas na czytanie i przede wszystkim nie brakuje mi chęci, a wręcz przeciwnie ciągle jest mi mało. Chciałabym czytać, czytać i czytać! Po prostu, jestem uzależniona i tyle :).

Jesteście ciekawi jakie książki przeczytałam w kwietniu? Zapraszam na podsumowanie!

Ilość przeczytanych książek w tym miesiącu (według kolejności): 12
- „Rzymski poranek” Virginia Baily, str.398
- „Chwila szczęścia” Federico Moccia, str.320
- „Zawsze stanę przy tobie” Gayle Forman, str.272

Ilość przeczytanych książek od początku roku: 53
Ilość przeczytanych stron: 4 496, co daje około 134 strony dziennie.
Ilość napisanych recenzji: 19 (9 z tego miesiąca, 7 zaległych, 2 książek dla dzieci, 1 kolorowanki)
Najlepsza przeczytana książka: "Chłopak który stracił głowę" John Corey Whaley oraz "Zwodnicza miłość" Julie Cohen
Łączna liczba wyświetleń: 173 601
Liczba wyświetleń w tym miesiącu: 12 128
Ilość opublikowanych postów: 21
Liczba obserwatorów: 503
Liczba obserwatorów G+: 442

Jak widać, wyniki prezentują się bardzo dobrze. Nigdy bym nie przypuszczała, że tak rozwinie się mój blog. Jestem bardzo szczęśliwa gdy patrzę na te rosnące liczby. W dużej mierze to Wasza zasługa. Za co dziękuję Wam z całego serca! :)
Postanowiłam również ostatnio nie kupować żadnych książek. Mam ich tak wiele, że już się po prostu nie mieszczą na półkach, a poza tym części z nich nawet nie przeczytałam. Póki co trzymam się mojego postanowienia. I tak co miesiąc przybywa mi nowych książek, bo zawsze przywędruje do mnie jakiś egzemplarz recenzencki ;). Nawiązałam również kilka bardzo obiecujących współprac z czego bardzo się cieszę. Dziękuję wszystkim którzy mi zaufali!

Często w komentarzach pod podsumowaniami miesięcznymi pytacie mnie jak to robię, że udaje mi się przeczytać tak wiele książek i to jeszcze przy dziecku. 12 książek to nie jest jakiś wielki wynik (przynajmniej jak dla mnie), bo wiem, że są osoby które czytają więcej ;). Ja po prostu czytam w każdej wolnej chwili. Podczas jazdy autobusem lub tramwajem, na przystankach, na spacerach, gdy synek jest w przedszkolu, a przede wszystkim wieczorem i w nocy. To wtedy czytam najwięcej i nadrabiam zaległości. Siedzę zwykle do 1 lub 2 w nocy i choć na drugi dzień wstaję nie wyspana, to jednak nie narzekam. Do wszystkiego można się przyzwyczaić ;).


Coraz bardziej rozwijam moją kolejną pasję którą jest fotografowanie. Muszę przyznać, że jestem zadowolona z efektów ;). A Wam jak się podobają moje zdjęcia?


Na koniec coś do posłuchania...
Czyli piosenki które najczęściej towarzyszyły mi w kwietniu :).



I coś cięższego i zdecydowanie mojego ulubionego ;). Jestem uzależniona od MM!



A teraz pochwalcie się jak Wam minął miesiąc?
Ile książek przeczytaliście? :)


piątek, 29 kwietnia 2016

"Zwodnicza miłość" Julie Cohen


Miłość uskrzydla i sprawia, że czujemy się szczęśliwi. Jednak czasami potrafi też zaślepić. W końcu zaczynamy się zastanawiać, czy to co czujemy można nazwać miłością, czy tylko chwilową fascynacją. Czym zatem jest miłość? Czy tylko zjawiskiem pojawiającym się w ludzkim umyśle? A może to prawdziwe uczucie które wypełnia nas od środka i rozgrzewa serce?

Felicity ma wspaniałego męża, który jest w niej zakochany po uszy. Kobieta do tej pory myślała, że też kocha Quinna tak jak on ją, jednak od pewnego czasu zaczynają nachodzić ją pewne wątpliwości. Odnosi wrażenie, że nie zasługuje na uczucie, którym ten ją darzy. Niedługo później Felicity doświadcza czegoś niezwykłego: w powietrzu czuje zapach kwiatów i perfum który przypomina jej przeszłość. Zdarza się jej to coraz częściej, a z zakamarków pamięci wyłania się wspomnienie mężczyzny którego pokochała dziesięć lat temu. Uczucie jest na tyle mocne, że zaczyna w niej odżywać na nowo, a sama Felicity nie wie już co tak naprawdę dzieje się wokół niej. Czy iść za głosem serca czy może kierować się zdrowym rozsądkiem? Tylko co jeżeli umysł spłatał jej figla? Jaką decyzję podejmie Felicity?

Książka Julie Cohan to niezwykle emocjonalna i poruszająca lektura. Autorka stworzyła powieść która zachwyca oryginalnym pomysłem i ciekawym podejściem do tematu miłości. Jednak nie jest to typowym romans. Owszem, wątek miłości jest tutaj wiodący, ale historia Felicity jest zupełnie inna i naprawdę wyjątkowa. „Zwodnicza miłość” okazała się dla mnie niesamowitym doświadczeniem, a jej lektura dostarczyła mi niewyobrażalną ilość emocji. Dawno nie czytałam książki która zrobiłaby na mnie tak ogromne wrażenie. Utkwiła głęboko w moim sercu, zawładnęła umysłem i wprowadziła w stan zadumy.

„I to właśnie jest miłość. (…) Składa się z wielu warstw niczego, niedbale połatanych dziur, niewypielonych chwastów, żaden jej kąt nie jest idealny, ale wszystko jest piękne.”

Sytuacja która przytrafiła się głównej bohaterce jest dość nietypowa i w pewnym sensie dziwna. Niespodziewanie odżywają w niej wspomnienia dawnej miłości, które tylko potęguje zapach perfum który niespodziewanie pojawia się wokół niej. Felicity czuje się zagubiona i choć próbuje oprzeć się tej wizji, to jednak uczucie jest na tyle silne i realne, że kobieta sama już nie wie, czy jest to tylko iluzja czy prawdziwa miłość Coraz bardziej oddala się od swojego męża i zaczyna mieć wątpliwości względem niego i uczucia jakim go darzy. Wie jednak, że jeśli nie odkryje co jest źródłem pojawiającego się zapachu, nie będzie mogła normalnie funkcjonować i żyć u boku Quinna. Rozwiązanie zagadki tkwi w przeszłości Felicity, a przede wszystkim ma związek z Ewanem, jej dawną miłością. Wspomnienia odżywają i stają się na tyle realne, że kobieta traci kontrolę nad samą sobą i nad swoim życiem. Do czego ją to doprowadzi? Czy możliwe jest, aby powróciła do niej miłość z dawnych lat?

Historia przedstawiona przez Julie Cohen chociaż jest fikcją, to jednak wydaje się niezwykle realna i prawdopodobna. Autorka opowiada ją w sposób wiarygodny, tworząc niesamowicie barwnych bohaterów, którzy sprawiają, że książka staje się jeszcze bardziej nietypowa. I nie mam tu na myśli tylko Felicity, Quinna i Ewana. Również bohaterowie drugoplanowi zostali przedstawieni nadzwyczaj starannie i dokładnie. Kolejną zaletą książki, jest lekki i bardzo przejrzysty język. Autorka w perfekcyjny sposób potrafi zagrać na emocjach, wie jak wzbudzić ciekawość i mocno zaintrygować czytelnika. Akcja na początku płynie miarowym rytmem, by później przyspieszyć i poprowadzić nas aż do zakończenia, które zaskakuje i powoduje niewyobrażalne wzruszenie. To był ten moment kiedy nie potrafiłam zapanować nad emocjami, które tak naprawdę przez całą książkę aż się we mnie kotłowały. Łzy popłynęły same i mówiąc szczerze, pozwoliłam sobie na tą chwilę wzruszenia i refleksji nad przeczytaną książką. Bo wierzcie mi lub nie ale, „Zwodnicza miłość” to niewyobrażalnie piękna, porywająca i ujmująca lektura, która zostanie w moim sercu przez bardzo długi czas.

Julie Cohen w swojej książce opowiada o różnych odcieniach miłości i o tym, jak wielką burzę potrafi ona wywołać w człowieku. Zabiera nas w podróż po zakamarkach ludzkiego umysłu i psychiki. Pokazuje nam, że to co tak naprawdę może nam się wydawać oczywiste, w gruncie rzeczy może okazać się tylko złudzeniem. „Zwodnicza miłość” to perfekcyjnie napisana powieść która zachwyca, zaskakuje i wstrząsa. Jeśli szukacie powieści oryginalnej i nietypowej to dobrze trafiliście. Dajcie się porwać tej niezwykłej historii, a przekonacie się, że zawładnie Wami bez reszty. Gorąco polecam!

Autor: Julie Cohen
Tytuł: Zwodnicza miłość
Tytuł oryginału: Where Love Lies
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2 kwietnia 2016
Liczba stron: 416
Gatunek: literatura obyczajowa
MOJA OCENA: 9/10


Książkę do recenzji przekazało Wydawnictwo Filia, za co bardzo dziękuję


czwartek, 28 kwietnia 2016

Bajkowy Zakątek: "Skrzat nie śpi" Astrid Lindgren, Kitty Crowther


Każdy rodzic wybierając książkę dla swojego dziecka chce, aby poza pięknym wydaniem i barwnym wnętrzem zawierała ona ważne przesłania i wartości. Tak aby dziecko nie tylko mogło miło spędzić czas przy bajce, ale również wyciągnęło jakieś wnioski z lektury. „Skrzat nie śpi” to niezwykła książka która zachwyca prostotą, rozbudza dziecięcą ciekawość i rozgrzewa serce.

W głębi lasu stoi stara zagroda. Jest sroga zima i ciemna noc. Wszyscy ludzie pogrążeni są we śnie. Ale jest ktoś kto nie śpi. To skrzat który mieszka na strychu stodoły. Codziennie gdy wszyscy smacznie śpią w swoich łóżkach, skrzat wychodzi ze swojej kryjówki i zostawia ślady małych stóp na śniegu. Ludzie nigdy go nie widzieli, ale wiedzą, że jest. Skrzat co noc czuwa nad spokojem w zagrodzie odwiedzając zwierzęta i ludzi. I dopóki oni będą tam mieszkać, to skrzat będzie po cichu przemykał między zabudowaniami.


„Skrzat nie śpi” to piękna i niesamowicie wartościowa książka. Nie ma tu wartkiej akcji i niespodziewanych zwrotów w fabule. Tekst jest spokojny i nawet mogłabym rzec, że odrobinę melancholijny. To prosta i niesamowicie refleksyjna historia która tchnie optymizmem i tajemniczością. Dzięki krótkim zdaniom dzieci nie będą mieć problemu z przyswajaniem tekstu, a historia starego skrzata na pewno pobudzi ich ciekawość.

Autorką książeczki jest Astrid Lindgren, jednak tekst jest parafrazą, a mówiąc prościej przeróbką, wiersza Viktora Rydberga z 1881 roku. Kolorowe i barwne ilustracje w wykonaniu Kitty Crowther idealnie oddają niepowtarzalny klimat książki i skutecznie przyciągają wzrok.


Opowieść o starym skrzacie to wyjątkowa publikacja, która idealnie sprawdzi się jako bajka na dobranoc. Skutecznie wycisza i uspokaja malucha, przenosząc go w świat marzeń sennych. Całości dopełnia piękne i staranne wydanie książki, jak również czytelna i wyrazista czcionka, która świetnie sprawdzi się podczas samodzielnego czytania. „Skrzat nie śpi” to bez wątpienia książeczka warta uwagi. Ciepła, refleksyjna i kojąca, pobudza wyobraźnię i w perfekcyjny sposób oddaje zimowy nastrój. Gorąco polecam!

Tekst: Astrid Lindgren
Ilustracje: Kitty Crowther
Tytuł: Skrzat nie śpi
Liczba stron: 28
Rok wydania: 2015
Wiek: 3+
MOJA OCENA: 9/10


Książkę do recenzji przekazało Wydawnictwo Zakamarki, za co bardzo dziękuję


środa, 27 kwietnia 2016

"Zbrodnia hrabiego Neville'a" Amélie Nothomb [PRZEDPREMIEROWO]


Co byście zrobili wiedząc, że niebawem będziecie musieli kogoś zabić? Jak byście się zachowali? Jakie decyzje podjęli? Czy z premedytacją planowalibyście to morderstwo? A może zamknęlibyście się na cztery spusty w piwnicy tak by nikogo nie skrzywdzić? Dobrze się zastanówcie. Ale najpierw poznajcie pewnego hrabiego który stanął przed takim wyzwaniem.

Nastoletnia córka hrabiego Neville’a, o imieniu Sérieuse, pewnej nocy ucieka z domu. Ojciec znajduje ją u wróżki. Ta oznajmia mu, że w wkrótce podczas trwania słynnego garden party odbywającego się w jego posiadłości Neville zabije jednego z zaproszonych gości. Ma to być ostatnie tak wystawne przyjęcie u hrabiego, ponieważ grozi mu bankructwo, a tym samym strata całego majątku. Mężczyzna jednak nie zamierza odwoływać imprezy. Sprawdza natomiast kogo z zaproszonych osób szczególnie nie lubi. Jest ich aż 25. W podjęciu decyzji pomaga mu córka, która słyszała przepowiednię. Czy Neville dokona zbrodni? A jeśli tak, to kto straci życie podczas garden party?

Amélie Nothomb to belgijska pisarka tworząca w języku francuskim. Niestety nie jest zbyt znana w Polsce, nad czym ja osobiście bardzo ubolewam. Autorka tworzy krótkie thrillery w których nie brakuje sarkazmu i czarnego humoru. Do tej pory miałam okazję czytać większość jej książek i śmiało mogę zaliczyć ją do grona moich ulubionych pisarzy. Ostatnią powieścią autorki którą miałam okazję czytać była książka „Peplum”, która niestety odrobinę mnie zawiodła. Mojej radości nie było końca gdy zobaczyłam w zapowiedziach „Zbrodnie hrabiego Neville’a”. Byłam ciekawa co tym razem przyszykowała Nothomb. Bez dwóch zdań, jej najnowsza książka to powrót w wielkim i fenomenalnym stylu!

Bohaterowie książki, jak to u Amélie Nothomb bywa są bardzo specyficzni. Hrabia Neville’a to postać bardzo wyrazista i intrygująca. Mężczyzna należy do arystokracji, dlatego nie zamierza odwoływać słynnego garden party. No bo jak by to wyglądało? Neville ma świadomość, że nie może pozwolić sobie na taki wybieg, bo to zepsułoby jego i tak już nadszarpnięty wizerunek. Ma to być ostatnie, tak wielkie przyjęcie na zamku, który niebawem zostanie sprzedany. Hrabia znany jest z organizowania najznakomitszych i najbardziej wyrafinowanych przyjęć w całej okolicy i nawet gdy grozi mu bankructwo i strata majątku wie, że musi stanąć na wysokości zadania, a przede wszystkim zachować pozory. Zamierza zatem przygotować się jak najlepiej do tej imprezy, a skoro już ma kogoś zabić, to najlepiej aby nie była to przypadkowa osoba. I tu na scenę po raz kolejny wkracza jego córka Sérieuse, która pomaga mu w podjęciu decyzji. Przy okazji dopatrując się w tym korzyści dla samej siebie. To kolejna bardzo nietypowa i w pewien sposób groteskowa postać. Potrafi mocno zaintrygować, zaciekawić, zaskoczyć, a nawet rozbawić. Łącząc te wszystkie elementy otrzymujemy niezwykle barwną i nieszablonową bohaterkę, która zachwyca jednocześnie szokując.

W książkach Amélie Nothomb bardzo ważną kwestią są dialogi. Stanowią one podstawę jej książek, jednocześnie dodając jej smaku i kunsztu. Potyczki słowne bohaterów to jak balansowanie na cienkiej linie nad przepaścią. Nigdy nie wiadomo jak potoczy się taka konwersacja, jakie będą jej konsekwencje i jakie decyzje podejmą postacie. Nie brakuje tutaj sarkazmu, czarnego humoru i ironii. Możemy tu również dostrzec odrobinę szaleństwa i psychozy, która niejednokrotnie przejawia się w bohaterach. Dzięki temu są dużo bardziej wyraziści i nieschematyczni. A mówiąc w skrócie - jedyni w swoim rodzaju. Takich osobliwych postaci jak w książkach Amélie Nothomb na pewno nie zajdziecie nigdzie indziej. Fabuła bardzo często tchnie groteską. Ale właśnie ta nieprawdopodobność, a przede wszystkim nieprzewidywalność wpływa na jakość całej książki. Tak naprawdę do samego końca ciężko rozgryźć jak potoczy się akcja. A dzieje się tutaj naprawdę wiele.

„Zbrodnia hrabiego Neville’a” to zabawna, niekonwencjonalna i niesamowicie zaskakująca lektura. Amélie Nothomb pisze z niezwykłą lekkością i precyzją, wręcz bawi się słowem. Udowadnia jednak, że potrafi stworzyć oryginalną i bardzo pomysłową książkę. To fenomenalny thriller w którym nie brakuje zagadek, tajemnic i odrobiny cynizmu. Wszystko dokładnie ze sobą wymieszane, tworzy mistrzowską i ekscentryczną powieść, która dla wielu z Was na pewno okaże się doskonałą rozrywką. Ja bawiłam się fantastycznie i jedyne co mogę zrobić, to polecić Wam tę książkę i pozostałe dzieła autorki.

Autor: Amélie Nothomb
Tytuł: Zbrodnia hrabiego Neville'a
Tytuł oryginału: Le crime du comte Neville
Wydawnictwo: Literackie
Data premiery: 28 kwietnia 2016
Liczba stron: 112
Gatunek: thriller/kryminał
MOJA OCENA: 9/10


Książkę do recenzji przekazało Wydawnictwo Literackie, za co bardzo dziękuję


wtorek, 26 kwietnia 2016

"Kiedy księżyc jest nisko" Nadia Hashimi [PRZEDPREMIEROWO]


Ciężko nam wyobrazić sobie sytuację w której bylibyśmy zmuszeni opuścić swój dom i kraj. Zabrać kilka najpotrzebniejszych rzeczy, porzucić cały dorobek swojego życia i uciekać w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia. Pamiętajmy jednak, że w takiej sytuacji znajduje się wielu ludzi na świecie. Problem imigrantów to tak naprawdę problem całego świata. Mimo to, nie chcemy o tym mówić. Traktujemy uchodźców jak intruzów i obcych, często zapominając, że są takimi samymi ludźmi jak my.

Fariba urodziła się w Kabulu i tu dorastała. Niestety od urodzenia została naznaczona. Podczas gdy ona przychodziła na świat wydając swój pierwszy krzyk, jej matka wydawała ostatnie tchnienie. Od tamtego czasu mieszka razem z ojcem i macochą, która traktuje ją z największą pogardą. Zaprzęga ją do prac domowych i nie pozwala iść do szkoły jak inne dzieci. Jednak Fariba ma ambicje, a jej największym marzeniem to zacząć się uczyć. Już jako dorosła kobieta wychodzi za mąż za Mahmuda. Są razem szczęśliwi i dobrze się im wiedzie. Wszystko się jednak zmienia, gdy w kraju wybucha wojna, a do władzy dochodzą talibowie. Pewnego dnia trójka mężczyzn wchodzi do ich domu i zabiera Mahmuda. To moment kiedy Fariba i jej dzieci widzą go po raz ostatni. Późnej dowiedzą się, że mężczyzna został zamordowany. Fariba zmuszona jest opuścić Kabul i spróbować przedostać się do Anglii do swojej siostry. Razem z trójką dzieci wyrusza w niebezpieczną podróż przez Iran i Grecję. To właśnie w tym kraju dochodzi do kolejnych dramatycznych wydarzeń. Nastoletni syn Fariby, Salim, zostaje odłączony od rodziny. Kobieta stojąc w obliczu tragicznego wyboru, decyduje się na dalszą podróż z dwójką pozostałych dzieci. Salim zaś ląduje na ulicy i przyłącza się do innych Afgańczyków, którzy tak jak on stali się uchodźcami. Jak potoczą się losy bohaterów? Czy Fariba i Salim się odnajdą?

„Ludzie mówią sobie „żegnaj” na  rozmaite sposoby, zwłaszcza wtedy, gdy jest to pożegnanie na zawsze.”

„Los w końcu wszystko naprawia, ale dopiero po tym, kiedy cała praca zostanie wykonana, wszystkie łzy przelane, kiedy już się przetrwa wszystkie bezsenne noce.”

Książka Nadii Hashimi to niezwykle poruszający i wstrząsający obraz życia imigrantów. W pewnym sensie jest to książka na czasie, zwłaszcza, że o uchodźcach mówi się w ostatnim czasie bardzo wiele. Wydarzenia rozgrywające się w powieści miały miejsce w latach 90-tych. Autorka z niezwykłą precyzją i dbałością o szczegóły pokazuje nam jak wyglądało życie w Afganistanie w tych latach. Kraj pogrąża się w wojnie, coraz więcej ludzi jest mordowanych, rozpoczynają się bombardowania w których ginie jeszcze więcej niewinnych osób. Ludzie masowo opuszczają swoje domostwa i uciekają z kraju w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia. Niestety wojny na Wschodzie trwają do dziś. I choć wydarzenia opisane w książce „Kiedy księżyc jest nisko” są fikcją, to jednak nie można zaprzeczyć, że pokazują bardzo realny obraz współczesnych problemów które dotykają nie tylko imigrantów, ale też zwykłych ludzi.

Nie będę ukrywać, że dość ciężko czytało mi się tę książkę. Wywołała we mnie niewyobrażalną ilość emocji. Od smutku, poprzez złość i niedowierzanie, aż do ulgi, kiedy bohaterom udawało się wyjść cało z opresji. Bałam się o ich losy, o to co ich czeka i jak wiele niebezpieczeństw będą musieli spotkać na swojej drodze. Ich wędrówka to świadectwo wielkiej odwagi, a ze strony Fariby dowód bezgranicznej matczynej miłości. Kobieta choć wiedziała, że naraża swoje dzieci na niebezpieczeństwo zdawała sobie sprawę, że ucieczka z Kabulu to jedyne sensowne wyjście z dramatycznej sytuacji w której się znaleźli. W swoim kraju nie byłaby w stanie zapewnić dzieciom bezpieczeństwa. Zdawała sobie sprawę, że jest zdana tylko na siebie i choć ogromnie cierpiała po stracie męża, wiedziała, że musi odnaleźć w sobie siłę aby ocalić dzieci. W tym wszystkim tkwi nastoletni Salim. Dla chłopca w jego wieku, strata ojca który był wzorem i autorytetem staje się ogromną tragedią, po której ciężko mu się pozbierać. Salim staje się głową rodziny i od tej pory robi wszystko by zapewnić swojej rodzinie jak najlepszy byt. Zmuszony jest pracować za grosze, a nawet posunie się do kradzieży, byle tylko jego matka i rodzeństwo mieli co jeść.

Nadia Hashimi to niesamowicie utalentowana pisarka. Potrafi w mistrzowski sposób grać na ludzkich emocjach, wstrząsać do głębi i zachwycać. I choć w swojej książce porusza bardzo trudne i przykre tematy, to jednak robi to z niesamowitą empatią i delikatnością. Stworzona przez nią historia tchnie prawdziwym bólem, ale również daje odrobinę nadziei. To niesamowicie poruszający obraz wędrówki ludzi którzy zmuszeni byli opuścić swoje domy aby przeżyć. To również niezwykle realnie nakreślony obraz życia uchodźców, który ma nami wstrząsnąć i nakłonić nas do refleksji i być może zmiany naszych poglądów, które często biorą się z uprzedzeń i naszej nieświadomości.

„Prawda potrafi być przekorna, najczarniejsza z czarnych i zarazem najbielsza z białych.”

„Niektóre rzeczy dzieją się poza naszą kontrolą, ale, czy w to wierzymy, czy nie, we wszystkim jest jakaś racja.”

„Kiedy księżyc jest nisko” to historia która głęboko trafia do serca. Nie da się o niej tak łatwo zapomnieć. Gdy już ją przeczytacie, zrozumiecie w czym sęk. To niesamowicie piękna opowieść o matczynej miłości, o wędrówce w poszukiwaniu lepszego życia, o nadziei, strachu i bólu. Niezwykle emocjonalna, do bólu prawdziwa i mocno szokująca. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać!

Autor: Nadia Hashimi
Tytuł: Kiedy księżyc jest nisko
Tytuł oryginału: When the Moon is Low
Wydawnictwo: Kobiece
Data premiery: 28 kwietnia 2016
Liczba stron: 392
Gatunek: literatura współczesna/dramat
MOJA OCENA: 8/10


Książkę do recenzji przekazało Wydawnictwo Kobiece, za co bardzo dziękuję


niedziela, 24 kwietnia 2016

"Większy kawałek nieba" Krystyna Mirek [PRZEDPREMIEROWO]


Każdy z nas ma prawo do szczęścia. Czasami trzeba mu jednak troszkę dopomóc. Nie wolno się bać, tylko brać życie garściami, a gdy szczęście jest na wyciągnięcie ręki - mocno je chwycić i już nigdy nie puszczać.

Iga od dziecka zmaga się z problemami rodzinnymi i finansowymi. Wie co to bieda i ubóstwo. Życie bardzo mocno ją doświadczyło, przez co niechętnie nawiązuje nowe znajomości. Pomimo przeciwności losu stara się cieszyć tym co ma, jednak wciąż marzy, że któregoś dnia i do niej uśmiechnie się szczęście. Wiktor jest zamożnym właścicielem restauracji na krakowskim rynku. Po śmierci żony bardzo ciężko mu się pozbierać. Całą swoją miłość przelał na syna Oliwiera, który nie jest już dzieckiem i właśnie przechodzi okres buntu. Mężczyzna nie potrafi dogadać się z synem, a dodatkowo kobieta z którą jest właśnie w związku nalega na ślub. Niespodziewanie drogi Igi i Wiktora się przecinają. Czy tak różni ludzie mogą mieć ze sobą coś wspólnego? Co wyniknie z tego spotkania?

"Miłość to lotny wirus. Jest wszędzie. Nie można się przed nim tak naprawdę uchronić. Trzeba by chyba przestać oddychać. Choć zawsze warto przynajmniej próbować. Podobno to najpiękniejsze, co może człowieka w życiu spotkać, jednak w praktyce nie takie proste. Ziarenko musi paść w odpowiednie miejsce, w dobrym czasie i sprzyjających warunkach. Rzadko się to udaje."

„Większy kawałek nieba” od samego początku wydawał mi się książką niepozorną. Nie wiedziałam czego się spodziewać zwłaszcza, że do tej pory nie miałam okazji czytać żadnej książki autorki. Jednak gdy zaczęłam czytać od razu zrozumiałam w czym sęk. Krystyna Mirek pisze niesamowicie, tworzy niezwykle realne historie które trafiają głęboko do serca, urzekają i zachwycają. Pokazuje prawdziwe ludzkie dramaty i nieszczęścia, ale również napełnia nasze serca nadzieją i optymizmem pokazując, że nie wszystko musi skończyć się źle. Tak jak w życiu, nigdy nie możemy być pewni co przyszykował dla nas los i jakie będzie zakończenie danej historii.

Książka nie opowiada tylko o losach Igi i Wiktora. Nie musicie się bać, że będzie to typowe romansidło, gdzie pojawia się książę na białym koniu i wybawia biedną dziewczynę z opresji zabierając ją do swojego zamku. Prawdziwe życie to nie bajka i właśnie Krystyna Mirek dosadnie pokazuje to w swojej książce. Życie Igi i Wiktora zmieni się diametralnie. Będzie to dla nich początek ogromnych zmian, a także okazja by przeanalizować swoje dotychczasowe życie. Poznamy również historię Oliwiera, syna Wiktora, który właśnie przechodzi okres buntu. Ciężko mu się dogadać z ojcem, co dodatkowo oziębia ich relacje. Brak porozumienia i zainteresowania skutkuje tym, że chłopak zaczyna pakować się w tarapaty. W międzyczasie pojawia się również kolejna bohaterka, mianowicie pani Maria, która pracuje jako gospodyni domowa w domu Wiktora. Jej zadanie to przede wszystkim opieka nad Oliwierem. Wspomnę, że chłopak jest już nastolatkiem i twierdzi, że nie potrzebna mu opiekunka. Może jest w tym trochę racji, jednak Wiktor tak się martwi o swojego syna, że chce dla niego jak najlepiej. Oliwier jest jednak dość trudnym przypadkiem. Cały czas utrudnia życie pani Marii i robi wszystko by zniechęcić ją do pracy. Jednak kobieta nie zamierza się tak łatwo ugiąć, zwłaszcza, że sama ma problemy, a praca u Wiktora to dla niej szansa by poprawić jakość swojego życia i życia swojej rodziny.

"Życie nie przypomina bajki. Nie wystarczy poznać i usidlić księcia, trzeba jeszcze potem odnaleźć się w jego świecie."

"Czasem przecież pomiędzy zupełnie obcymi osobami nawiązuje się nic porozumienia, duchowego pokrewieństwa i choć spotykają się pierwszy raz w życiu, od razu doskonale się rozumieją. Wtedy właśnie może pojawić się miłość albo przyjaźń aż po grób."


„Większy kawałek nieba” to wielowątkowa powieść, która pokazuje nam życie nie tylko z tej pięknej i kolorowej strony. Bohaterowie muszą zmagać się z przeciwnościami losu i z trudnościami jakie stawia przed nimi życie. Muszą podejmować ciężkie decyzje i stawiać czoło problemom. Autorka w swojej książce pokazuje nam również dwa różne światy i dwa typy ludzi. Tych którzy mają wszystko i nie muszą się martwić o pieniądze i takich, dla których każdy grosz stanowi ogromną wartość. A mówiąc krótko, świat bogaczy i ludzi biednych. Krystyna Mirek wykazała się ogromną empatią. Jest bardzo dobrym obserwatorem, potrafi wczuć się w role swoich bohaterów i w sposób realny ukazać ich historie. Warto również zwrócić uwagę na płynność i dynamiczność akcji. W książce cały czas coś się dzieje, a pojawiające się nowe okoliczności i wydarzenia, pobudzają ciekawość i nie pozwalają odłożyć książki na bok.

Książka Krystyny Mirek to taka czarno-biała opowieść o prawdziwym życiu. O poszukiwaniu szczęścia i dążeniu do niego za wszelką cenę, o przeciwnościach losu i o tym aby nigdy się nie poddawać. Aby czerpać z życia jak najwięcej, odnaleźć w sobie siłę i uwierzyć w siebie i swoje możliwości. W końcu to nie zasobność portfela i ilość zer na koncie wpływa na to jakimi jesteśmy ludźmi. Liczy się to co nosimy w swoich sercach i jacy tak naprawdę chcemy być. „Większy kawałek nieba” to ciepła, tkliwa i niesamowicie uczuciowa książka. Rozgrzewa serca, daje nadzieję i skłania do głębszych refleksji. Gorąco polecam!

Autor: Krystyna Mirek
Tytuł: Większy kawałek nieba
Wydawnictwo: Znak
Data premiery: 27 kwietnia 2016
Liczba stron: 436
Gatunek: literatura obyczajowa
MOJA OCENA: 8/10


Książkę do recenzji przekazało Wydawnictwo Znak, za co bardzo dziękuję


wtorek, 19 kwietnia 2016

"Historia pszczół" Maja Lunde


Pszczoły to maleńkie i pracowite owady które od świtu do zmierzchu przelatują z kwiatka na kwiatek zbierając pyłek. Nie zdajemy sobie jednak sprawy jak ogromne znaczenie mają one dla całej populacji, a także dla ekosystemu. Pszczoły nie tylko robią miód. Robią coś znacznie ważniejszego - zapylają rośliny. Dzięki temu i ludzie i zwierzęta mają co jeść. A czy zastanawialiście się kiedyś jak wyglądałby świat w którym nie byłoby pszczół? Co by się stało gdyby wszystkie nagle wyginęły?

Anglia, rok 1852. William jest przyrodnikiem i cały czas marzy o karierze naukowca. Musi jednak skupić się na utrzymaniu licznej rodziny. Z powodu niepowodzeń mężczyzna popada w depresję. Odsuwa się od rodziny i całe dnie leży w łóżku coraz bardziej pogrążając się w melancholii. Niespodziewanie jednak rozmowa z synem Edmundem podnosi go na duchu i skłania do działania. William odnajduje w sobie pasję którą jest obserwowanie pszczół. Zamierza również skonstruować nowy, dużo bardziej funkcjonalny ul. Nie wie jednak, że równolegle nad tym samym projektem pracuje ktoś inny.
Stany Zjednoczone, rok 2007. George jest hodowcą pszczół. Od zawsze było to jego największą pasją. Zdaje sobie jednak sprawę, że wkrótce będzie musiał przekazać interes swojemu synowi Tomowi. Chłopak jednak ma inne plany i nie zamierza zajmować się pszczołami. Chce wyjechać z rodzinnej miejscowości i rozpocząć studia. Tymczasem w całych Stanach trwa kryzys - pszczoły zaczynają masowo wymierać. George ma jednak nadzieję, że jego hodowlę to ominie.
Chiny, rok 2098. W świecie pozbawionym pszczół Tao od rana do nocy pracuje nad ręcznym zapylaniem drzew owocowych. Jej praca jest niezwykle ciężka i żmudna. Cały świat opanował kryzys, ludzie cierpią głód i nawet ośmioletnie dzieci muszą pracować. Tao pragnie aby jej syn, We-Wen w przyszłości uniknął tego losu. Niespodziewanie jednak w skutek tragicznych wydarzeń chłopiec znika w tajemniczych okolicznościach. Kobieta narażając własne życie wyrusza w podróż, aby go odnaleźć.

„Historia pszczół” to książka niezwykła pod każdym względem. Napisana niezwykle lekko, intrygująco, ale przede wszystkim bardzo szczegółowo i skrupulatnie. Autorka z dużym zaangażowaniem podchodzi do tematu pszczół. Dzieli się z nami faktami z życia tych niesamowitych owadów, uświadamiając nam jak ogromne znaczenie mają one dla całego świata. Rzuca światło na globalną katastrofę i pokazuje nam jak mógłby wyglądać świat pozbawiony tych owadów.

"Bez pasji jesteśmy niczym."

Każdy z bohaterów zmaga się z innymi problemami. William wciąż goni za marzeniami, a pszczoły stają się jego wielką pasją. Mężczyzna chce zaimponować swojemu synowi, jednak nie jest to takie proste. Również dla Georga pszczoły są wszystkim. Pragnie aby jego syn w przyszłości poszedł w jego ślady. Nie baczy na to, że chłopak ma inne plany. Między nimi narasta konflikt, przez co coraz trudnej im się porozumieć. I w końcu Tao, która niespodziewanie traci dziecko. Dzięki matczynej miłości, sile i determinacji rusza w podróż aby odnaleźć syna i dowiedzieć się co mu się przytrafiło. Spoiwem wszystkich historii są właśnie pszczoły, które przewijają się przez całą książkę. I choć akcja rozgrywa się na trzech płaszczyznach czasowych, opowieści wszystkich bohaterów w pewnym momencie się ze sobą łączą.

Maja Lunde zabiera nas w podróż w przeszłość gdzie ludzie dopiero zaczęli badać pszczoły i ich zwyczaje. To tutaj znajdziemy najwięcej faktów i informacji o tych niezwykłych owadach. Wszystko jednak zostało opisane lekkim i przyjemnym w odbiorze językiem, tak by nie zanudzić czytelnika naukowym bełkotem. Później przenosimy się do kolejnego okresu, gdzie zaczęto hodować pszczoły i w pewnym sensie zaprzęgnięto je do pracy. Mowa tutaj również o CCD (Colony Collapse Disorder) czyli masowym  ginięciu pszczół, które powoli zaczyna rozprzestrzeniać się na cały świat. Coraz więcej pszczelarzy traci swoje pszczoły i nikt tak naprawdę nie wie co jest tego przyczyną. Na koniec wyruszamy w przyszłość do świata całkowicie pozbawionego pszczół. Kryzys gospodarczy i ekonomiczny dotyka wszystkie kraje na świecie. Giną kolejne gatunki zwierząt, ludzie zmagają się z głodem i nędzą. Zmuszeni są sami zapylać rośliny aby mieć co jeść. Świat powoli chyli się ku upadkowi. Wizja przerażająca, wstrząsająca, ale jakże realna i prawdziwa. I właśnie to jest najbardziej uderzające w tej historii. Ta realność, która aż bije po oczach.

O „Historii pszczół” można by napisać osobną książkę. To powieść tak wielowątkowa i tak przepełniona treścią, że aż wydaje się to nieprawdopodobne. Widać wyraźnie jak ogromne zaangażowanie autorka włożyła w jej stworzenie. Zdaję sobie jednak sprawę, że wielu czytelników odczuje nudę podczas czytania książki. Akcja płynie dość leniwie i spokojnie, a wszystko po to abyśmy mogli delektować się tekstem i wyciągnąć z niego jak najwięcej wartości. Nie brakuje tu jednak emocji. Autorka pisze tak aby zaintrygować, zaciekawić i głęboko poruszyć czytelnika. Wie jak budować napięcie i atmosferę, która w niektórych momentach choć wydaje się duszna, to jednak jest niezwykle hipnotyzująca i urzekająca. Nie można zapomnieć o pszczołach, które stanowią najważniejszy element całej książki. Ich historia perfekcyjnie łączy się z historią każdego z bohaterów, tworząc niesamowicie obrazową wizję świata, który powoli zmierza ku globalnej katastrofie.

Maja Lunde stworzyła niezwykle ujmująca opowieść o relacjach między rodzicami i dziećmi, o dążeniu do spełnienia swoich marzeń i pragnień oraz o pasji która nadaje życiu sens. Perfekcyjnie napisana, głęboko refleksyjna i absolutnie wyjątkowa. „Historia pszczół” to prawdziwy majstersztyk. Gorąco polecam!

Autor: Maja Lunde
Tytuł: Historia pszczół
Tytuł oryginału: Bienes historie
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: 14 kwietnia 2016
Liczba stron: 514
Gatunek: literatura obyczajowa
MOJA OCENA: 9/10


Książkę do recenzji przekazało Wydawnictwo Literackie, za co bardzo dziękuję


poniedziałek, 18 kwietnia 2016

"Cześć, co słychać?" Magdalena Witkiewicz [PRZEDPREMIEROWO]


Czy warto żyć przeszłością? A może lepiej zapomnieć o pewnych sprawach i skupić się na tym co tu i teraz? Czasem jednak wystarczy zwykłe „Cześć, co słychać?” by całkowicie odmienić ludzkie życie. Tylko, że później może już nie być odwrotu...

Zuzanna niedługo skończy czterdzieści lat i niestety zmaga się z kryzysem wieku średniego. Wiedzie się jej całkiem dobrze, ma kochającego męża i wspaniałe dzieci. Jednak czuje, że w jej życie wkradło się zbyt wiele monotonii. Z sentymentem wspomina przeszłość i swoją pierwszą miłość – Pawła. Pod wypływem nagłego impulsu postanawia napisać do niego wiadomość na Facebooku, którą rozpoczyna od pytania: „Cześć, co słychać?”. Nie spodziewa się, że mężczyzna po tylu latach się do niej odezwie. Jednak Paweł nie tylko odpisuje na jej wiadomość, ale też prosi ją o spotkanie. Zuzanna zaczyna widywać się z mężczyzną, a między nimi znów zaczyna iskrzyć, tak jak za dawnych lat. Życie Zuzanny zostaje wywrócone do góry nogami, a ona sama czuje się rozdarta między mężem i rodziną, a swoją pierwszą miłością. Czy ta historia ma szansę skończyć się dobrze? Jakie kroki podejmie Zuzanna?

„Często zastanawiamy się „co by było gdyby”, ale zapominamy o tym, iż nie mamy już wpływu na przeszłość. Zamiast skupić się na przyszłości zastanawiamy się, jak cofnąć czas, by w przeszłości wybrać inną życiową ścieżkę. Zupełnie bez sensu!"

Najnowsza książka Magdaleny Witkiewicz opowiada o kobiecie która nie potrafi pogodzić się z nadchodzącą czterdziestką, a do tego czuje się przytłoczona monotonią życia codziennego. Chcąc coś zmienić, postanawia skontaktować się ze swoją miłością z młodzieńczych lat. Nie spodziewa się jednak, że będzie to początek wielu zmian w jej życiu, a gdy lawina ruszy, ciężko będzie ją powstrzymać. Kobieta czuje się rozdarta i sama nie wie jaką decyzje powinna podjąć. Czy wybrać męża który gwarantuje stabilizację i bezpieczeństwo, czy może pozwolić sobie na chwilę szaleństwa i ulec namiętności? Nie może jednak zapomnieć o dzieciach, które jakby na to nie patrzeć, najbardziej na wszystkim ucierpią. To sprawia, że Zuzanna czuje się jeszcze bardziej podle. Coraz częstsze spotkania z Pawłem nie ułatwiają sprawy, a jakby tego było mało kobieta zauważyła, że zaczyna oszukiwać męża. Nie prowadzi to do niczego dobrego, ale ciężko jej się opanować. Odżywają wspomnienia, a chęć aby było tak jak dawniej bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. I choć sumienie każe jej robić inaczej, to jednak serce nie zamierza się temu podporządkować. Jaką decyzję podejmie kobieta?

„Cześć, co słychać?” na początku wydawała mi się bardzo schematyczna. I choć jest to książka dobra, to jednak zabrakło mi jakichś głębszych emocji, których tak oczekiwałam po książce Magdaleny Witkiewicz. Autorka bardzo wysoko podniosła sobie poprzeczkę książką „Po prostu bądź”, która jak dla mnie była po prostu fenomenalna. Rozbiła mnie na kawałki i rozerwała serce na pół. Liczyłam, że „Cześć, co słychać?” będzie podobne, jednak odrobinę się zawiodłam. Owszem pojawia się tutaj element zaskoczenia, ale dopiero na końcu. Dzięki temu książka zyskuje zupełnie inny wydźwięk, a historia Zuzanny nie jest już tak banalna. Wydarzenia z przeszłości rzucają zupełnie inne światło na bohaterkę, przez co czytelnik nie tylko czuje się zaskoczony, ale też odrobinę wstrząśnięty.

„Szkoda, że człowiek dowiaduje się o pewnych sprawach dopiero po czasie. Szkoda, że do pewnych wniosków dochodzi dopiero, gdy nabierze doświadczenia, jak przeżyje trochę życia i zobaczy, czym jest samotność.”

Magdalena Witkiewicz jest doskonałą obserwatorką. Jej historie są niesamowicie życiowe, tchną autentycznością i często odrobiną dramatyzmu. Czytelnik ma szansę utożsamiać się z bohaterami i często odnaleźć jakiś element ze swojego życia w książkach autorki. Podobnie jest z „Cześć, co słychać?”. To opowieść która pokazuje jak wielu rzeczy nie dostrzegamy, w tym wad drugiej osoby, gdy zaślepi nas miłość. Czasami potrzeba odrobiny czasu i jakiegoś impulsu który pozwoli nam przejrzeć na oczy. Szkoda tylko, że czasami trzeba coś stracić, aby zrozumieć jak wiele posiadaliśmy, ale po prostu nie potrafiliśmy tego docenić. Autorka z niezwykłą starannością ukazała swoich bohaterów, a przede wszystkim Zuzannę, która przez bolesne doświadczenia z przeszłości trochę się pogubiła. Książkę czyta się niezwykle szybko i lekko, co jest kolejną zaletą książek Magdaleny Witkiewicz. Wciągają od pierwszej strony i aż do samego końca trzymają w napięciu.

„Cześć, co słychać?” to ciekawa i intrygująca książka która skłania do refleksji, ale też odrobinę porusza i zaskakuje. I choć jest napisana trochę słabiej, to jednak warto ją przeczytać. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów książek Magdaleny Witkiewicz, a także miłośników powieści obyczajowych. Polecam!

Autor: Magdalena Witkiewicz
Tytuł: Cześć, co słychać?
Wydawnictwo: Filia
Data premiery: 27 kwietnia 2016
Liczba stron: 315
Gatunek: literatura obyczajowa
MOJA OCENA: 7/10


Książkę do recenzji przekazało Business&Culture oraz Wydawnictwo Filia, za co bardzo dziękuję


niedziela, 17 kwietnia 2016

"Wróć, jeśli pamiętasz" Gayle Forman


Zdarzają się w życiu momenty, które całkowicie odmieniają ludzki los. Ponoć nic nie dzieje się bez przyczyny. Ale jak powrócić do życia po okropnej tragedii? Jak pozbierać się po stracie ukochanych osób? Czy ucieczka jest jedynym wyjściem?

Mijają trzy lata od tragicznego wypadku, który na zawsze zmienił życie Mii. Straciła ukochanych rodziców i brata, jednak sama zdecydowała się wrócić do świata żywych i rozpocząć wszystko od nowa. Obudziła się ze śpiączki, jednak postanowiła odejść od swojego ukochanego – Adama. Teraz żyją osobno, a każde z nich robi karierę muzyczną. Mia jako gwiazda wiolonczelistek, a Adam jako rockman, idol nastolatek i obiekt zainteresowania mediów. Pewnego dnia, jednak los daje im drugą szansę. Spotykają się ponownie w Nowym Jorku. Przemierzając ulice miasta wyruszają w sentymentalną podróż w przeszłość. Czy uda im się odnaleźć miłość? Czy mają szansę aby być znowu razem?

Książki Gayle Forman mają to do siebie, że głęboko poruszają i zachwycają. Choć są to powieści kierowane przede wszystkim do młodych czytelników, to jednak jestem pewna, że i dojrzały czytelnik ulegnie ich urokowi. „Wróć, jeśli pamiętasz” to kontynuacja kultowej „Zostań, jeśli kochasz” która zyskała ogromną rzeszę fanów na całym świecie. Na własnej skórze miałam okazję przekonać się, że jest to niezwykła książka. Krótka, ale dogłębnie przepełniona emocjami. Taka która wstrząsa, wywołuje smutek, ale też pozostawia odrobinę nadziei i optymizmu. „Wróć, jeśli pamiętasz” to historia opowiedziana z perspektywy Adama. W pierwszej części natomiast mieliśmy okazję zobaczyć wszystko oczami Mii. Teraz następuje odwrócenie ról, dzięki czemu czytelnik ma szansę poznać uczucia chłopaka i poznać jego historię.

Musiałam kogoś nienawidzić, a ciebie kochałam najmocniej, więc padło na ciebie.”

Tak jak w przypadku pierwszej części, historia Adama i Mii bardzo mnie pochłonęła. Jednak jak dla mnie ta część jest znacznie słabsza od poprzedniej. Może być to spowodowane tym, że zdecydowanie lepiej czyta mi się historie opowiedziane oczami kobiety. Ciężko było mi się wgryźć w opowieść Adama, a akcja była jak dla mnie zbyt wolna. Zabrakło również jakiegoś dramatyzmu i napięcia, które towarzyszyło mi podczas czytania pierwszej części. I choć książka wywołała we mnie emocje, to jednak nie były one aż tak silne jak poprzednio. Cieszę się, że poznałam Adama bliżej i mogłam dowiedzieć się co siedzi w jego głowie. Rzuciło to trochę światła na całą sytuację która ma miejsce w książce, jednak wciąż czuję pewien niedosyt.

Patrząc na wszystko z boku, można zauważyć jak wielki żal kryje się w chłopaku. Nie potrafi pojąć dlaczego Mia go opuściła. Wyraźnie widać jak ogromnym uczuciem ją darzył i jak ciężko pogodzić mu się z takim rozwojem wydarzeń. Jest sfrustrowany, zły i załamany, a wszystko to odbija się na jego życiu. I choć robi karierę jako rockman, to jednak wciąż czuje się przygnębiony i porzucony. Jeśli chodzi o postępowanie Mii, można określić je w pewnym sensie jako samolubne. Rozumiem, że chciała zapomnieć o wypadku i może pogrzebać bolesną przeszłość, jednak swoim postępowaniem skrzywdziła człowieka który był dla niej gotowy zrobić dosłownie wszystko. Gdy spotykają się ponownie, zaczynają wspominać minione wydarzenia. Nie obejdzie się bez wzajemnych pretensji i oskarżeń, jednak będzie to dla nich również szansa aby spróbować wszystko naprawić. Czy im się uda? Do jakich wniosków dojdą?

„Wróć, jeśli pamiętasz” opowiada przede wszystkim o stracie, o radzeniu sobie z odrzuceniem i odejściem bliskiej osoby. O tym jak wrócić do normalności po ciężkiej tragedii, jak spróbować żyć na nowo, nosząc na barkach ogromny ciężar straty. Napisane lekkim językiem, dająca do myślenia, ale też odrobinę poruszająca. I choć nie jest tak piękna jak część pierwsza, to jednak śmiało mogę powiedzieć, że jest to wspaniała seria. Gayle Forman to bez dwóch zdań utalentowana pisarka, a każda jej książka tylko to potwierdza. „Wróć, jeśli pamiętasz” to udana kontynuacja i bardzo realny obraz ludzkiej tragedii i cierpienia. Polecam i zachęcam Was do zapoznania się z tą serią, jeśli jeszcze nie mieliście okazji. Jeśli lubicie takie historie, na pewno się nie zawiedziecie.

Autor: Gayle Forman
Tytuł: Wróć, jeśli pamiętasz
Tytuł oryginału: Where she went
Cykl: Jeśli zostanę (tom 2)
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 21 stycznia 2015
Liczba stron: 288
Gatunek: literatura młodzieżowa
MOJA OCENA: 7/10


środa, 13 kwietnia 2016

"Pozwól jej odejść" Dawn Barker [PRZEDPREMIEROWO]


Dziecko to dla każdej matki cud i najcenniejszy skarb na świecie. Jednak nie każdy ma tyle szczęścia by móc je posiadać. Jak daleko jest w stanie posunąć się kobieta by zdobyć to czego tak bardzo pragnie? Do czego jest zdolna by mieć upragnioną rodzinę?

Zoe McAllister w środku zimy płynie promem na wyspę, tuląc do piersi maleńkie dziecko. Jest zrozpaczona, a zarazem przerażona. Ucieka przed mężem i siostrą, która w każdej chwili może poinformować policję o jej zniknięciu. Boi się, że najbliżsi odbiorą jej ukochaną córeczkę. A wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy Zoe dowiedziała się, że nigdy nie będzie mogła urodzić dziecka. Wszystko przez toczeń na który choruje od dzieciństwa. Kobieta jest zdruzgotana i nie może pogodzić się z przerażającą diagnozą. Niespodziewanie jej siostra Nadia deklaruje się, że zostanie surogatką i urodzi dla niej dziecko. Zoe miała świadomość, że to dla niej jedyna szansa by zostać matką. Dziewięć miesięcy później na świat przychodzi Louise, a wtedy wszystko się komplikuje. Czy Nadia będzie w stanie oddać córkę? Czy pozwoli jej odejść?

„Więzy rodzinne to nie wspólnota krwi, ale spoiwo dzielonych chwil, bliskości i słabości widzianych u siebie nawzajem.”

Najnowsza książka Dawn Barker opowiada o skomplikowanych relacjach rodzinnych, macierzyństwie i pragnieniu rodzicielstwa. Jest tutaj również mowa o radzeniu sobie z odejściem ukochanej osoby i godzeniu się ze swoim losem. To niezwykle piękna, ale i poruszająca opowieść napisana prawdziwymi emocjami i ludzkimi dramatami. Obie kobiety znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. I Zoe i Nadia pragną Louise, jednak dziecko może trafić tylko do jednej rodziny. Nadia, choć na początku zgodziła się urodzić dla siostry dziecko, w miarę upływu czasu zrozumiała, że nie będzie jej łatwo pogodzić się ze stratą córeczki. Rodzą się w niej pewne wątpliwości i lęk, a bezgraniczna miłość do dziecka które nosi pod sercem jest zbyt silna, by móc je tak po prostu oddać. Zoe zaś pragnie jej równie mocno. Choć ma świadomość, że to Nadia będzie biologiczną matką Louise, to jednak jest pewna, że podoła macierzyństwu i razem z mężem będą w stanie ją wychować i obdarzyć bezgraniczną miłością. I tu zaczynają się schody, bo każda z kobiet pragnie tego samego. Czy jest wyjście z tej sytuacji? A jeśli tak, to jakie?

Nie potrafię postawić się po stronie żadnej z kobiet. Dramat każdej z nich wstrząsnął mną do głębi i rozerwał moje serce na milion kawałków. Nie sposób wyobrazić sobie, jak wiele bólu musiały znieść, ile wyrzeczeń kosztowało je podjęcie decyzji, które wpłyną nie tylko na nie same, ale również na życie ich rodzin i bliskich. Tutaj rodzą się setki pytań, na które tak naprawdę nie sposób znaleźć odpowiedzi. Kto jest matką dziewczynki: czy ta kobieta która ją urodziła, czy ta która wychowała? Czy możliwe jest oddanie dziecka, które nosiło się pod sercem przez dziewięć miesięcy? Jak pogodzić się z rozstaniem? Jak dalej żyć? Autorka w swojej książce porusza szereg trudnych i skomplikowanych tematów. Mowa tutaj przede wszystkim o bezpłodności i o chęci posiadania dziecka. Pojawia się również temat surogatek i o radzeniu sobie z oddaniem dziecka. Tutaj sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo Nadia decyduje się urodzić dziecko dla siostry. I pomimo, że łączą je więzy krwi nie są w stanie uniknąć konfliktu i konsekwencji jakie wiążą się z podjęciem takich decyzji.

Dawn Barker poza tematami przewodnimi porusza również inne znaczące wątki. Mowa tu przede wszystkim o konflikcie w małżeństwie, który pojawia się między Zoe a jej mężem. Mężczyźnie ciężko odnaleźć się w nowej roli, a poza tym wyraźnie widać, że coś go gnębi. Między małżonkami coraz częściej dochodzi do kłótni i sporów, co odbija się na ich wzajemnych relacjach. Każdy z bohaterów książki musi zmierzyć się ze swoimi problemami, dylematami i wątpliwościami. Muszą podjąć ważne decyzje, które wpłyną znacząco ich dalszy los.

„Nigdy nie wiadomo, jaki skutek odniosą nasze działania, musimy po prostu robić, co uważamy za słuszne. Pozostawić po sobie ślad.”

Książka „Pozwól jej odejść” została napisana z perspektywy Nadii i Zoe, dzięki czemu możemy poznać bliżej obie bohaterki i uczucia jakie nimi targają. Pojawia się tutaj również wątek nastoletniej Louise. Akcja rozgrywa się w teraźniejszości i przyszłości, i choć wydarzenia się ze sobą przeplatają, to jednak nie budzą dezorientacji. Autorka perfekcyjnie wykreowała swoich bohaterów, a każdy z nich został dopracowany w najmniejszym szczególe. Książkę czyta się niesamowicie szybko i płynnie, a intrygująca fabuła wciąga od pierwszej strony. Jestem zadowolona z lektury, bo znalazłam tutaj wszystko czego oczekiwałam po dobrej obyczajówce. Po raz kolejny utwierdziłam się również w przekonaniu, że książki z klubu „Kobiety to czytają” mogę brać w ciemno. Gwarancja mocnych wrażeń gwarantowana.

Dawn Barker napisała bardzo dojrzałą i niezwykle ujmującą książkę. Porusza najczulsze struny naszej wrażliwości, dotyka do żywego i skłania do głębszych refleksji. Napisana pięknie i niezwykle lekko, ale tak by wstrząsnąć czytelnikiem i zgotować mu prawdziwy emocjonalny huragan. Gorąco polecam i zachęcam do lektury.

Autor: Dawn Barker
Tytuł: Pozwól jej odejść
Tytuł oryginału: Let Her Go
Seria: Kobiety to czytają
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data premiery: 14 kwietnia 2016
Liczba stron: 440
Gatunek: literatura obyczajowa
MOJA OCENA: 9/10


Książkę do recenzji przekazało Wydawnictwo Prószyński i S-ka, za co bardzo dziękuję


wtorek, 12 kwietnia 2016

"Wioska morderców" Elisabeth Herrmann [PREMIEROWO]


Czasami gdy przeszłość zbyt boli, zakopuje się ją głęboko w zakamarkach pamięci. Tak, by już nigdy nie ujrzała światła dziennego. Jednak wspomnienia, zwłaszcza te traumatyczne, mają to do siebie, że i tak wracają i to w najmniej spodziewanym momencie. Wtedy już nie ma odwrotu, trzeba zmierzyć się z demonami przeszłości, aby w końcu odzyskać spokój.

Pewnego dnia w berlińskim ogrodzie zoologicznym dochodzi do makabrycznej zbrodni. W jednej z zagród dla zwierząt zostają znalezione fragmenty ludzkiego ciała. Gdy na miejscu zbrodni pojawia się policjantka Sanela Beara, zastaje chaos i zamieszanie. Kilka dni później zostaje ujawnione nazwisko podejrzanej o dokonanie tego makabrycznego czynu. Jest nią Charlie Rubin, jedna z pracownic zoo. Kobieta przyznaje się, że to ona dopuściła się zbrodni. Jednak Sanela ma pewne wątpliwości i rozpoczyna dochodzenie na własną rękę. Tymczasem profesor Gabriel Brock i młody psycholog Jeremy Saaler muszą przygotować opinię na temat poczytalności Charlie Rubin. Zaczynają podejrzewać, że wszystko może mieć podłoże w dzieciństwie podejrzanej, która wychowała się w małej wiosce Wendisch Bruch, gdzie nie ma już ani jednego mężczyzny. Co takiego zdarzyło się w ogrodzie zoologicznym? Czy faktycznie winną zbrodni jest Charlie Rubin? Co wydarzyło się przed laty w wiosce?

„Do zła należy podchodzić z dystansem. Wprawdzie nie umniejsza to jego działania, ale czyni go bardziej przewidywalnym.”

„Wioska morderców” od samego początku mocno wciąga i intryguje. Pierwsze co rzuca się oczy, to niepokojący, duszny klimat, który praktycznie utrzymuje się aż do samego końca książki. Również uczucie nadciągającej katastrofy jest tutaj obecne, a w niektórych momentach wręcz paraliżuje i wywołuje strach. Wszystko ociera się o tajemnice z przeszłości, która wiąże się z teraźniejszą zbrodnią dokonaną w ogrodzie zoologicznym. Wiemy na pewno, że w dzieciństwie kobiety podejrzanej o morderstwo zdarzyło się coś złego. Jest również mroczna i tajemnicza wioska Wendisch Bruch, która skrywa wiele przerażających sekretów. To tam wychowała się Charlie Rubin, więc możemy spodziewać się, że w dużej mierze wszystko będzie miało związek z tym miejscem. W książce dużą rolę odgrywają zwierzęta. Na każdym kroku jest o nich mowa, a zwłaszcza o psach, które mają coś wspólnego z przeszłością podejrzanej. To dodatkowo budzi niepokój i podsyca tajemniczą atmosferę. Czytelnik z niecierpliwością zagłębia się w lekturę, chcąc jak najszybciej rozwiązać zagadkę. Nie będzie to jednak proste, bo autorka postarała się, aby w książce nie zabrakło nagłych zwrotów akcji i sytuacji które budzą dezorientację.

Dawno nie czytałam tak mrocznego i niepokojącego thrillera. Wszystko zostało tutaj dopracowane i doszlifowane do perfekcji. W niektórych momentach, aż ciężko uwierzyć, że jest to debiut. Zwłaszcza, że Elisabeth Herrmann może pochwalić się wyśmienitym warsztatem pisarskim, a także umiejętnością skonstruowania fenomenalnej intrygi i fabuły, która pochłania od pierwszych stron. Nie można zapomnieć o mistrzowsko wykreowanych bohaterach, a zwłaszcza o ich portretach psychologicznych. Mam tu na myśli przede wszystkim domniemaną morderczynię. Zagłębianie się w jej psychikę, badanie jej poczytalności i szukanie motywów jakie mogłyby nią kierować, to jedna z najmocniejszych stron w tej książce. Za nic w świecie nie byłam w stanie jej rozgryźć i praktycznie do samego końca nie wiedziałam czy to ona była winna zbrodni. Miałam pewne wątpliwości względem jej osoby. Inaczej przedstawiała się sprawa z jej siostrą, która unikała kontaktu z Charlie, jak również Charlie z nią. To kolejny istotny element całej książki. Konflikt między siostrami ma również powiązanie z ich przeszłością i wioską Wendisch Bruch.

„Wioska morderców” otwiera cykl powieści o policjantce Saneli Beara. Odgrywa ona bardzo znaczącą rolę w książce, a jej prywatne śledztwo pozwoli odkryć zagadki jakie skrywa wymarła wioska. Dziwne jest to, że mieszka tam zaledwie garstka kobiet, a po mężczyznach nie został żaden ślad. Sanela próbuje dowiedzieć się, czy faktycznie Charlie Rubin mogła być winna zbrodni i co z tym wszystkim ma wspólnego zniknięcie mężczyzn i psy? Zdradzę tylko, że wszystko się ze sobą łączy, tworząc przemyślaną i zgraną całość.

„W życiu człowieka są czasem takie chwile, gdy zaczyna się nad sobą zastanawiać. Robi wtedy rzeczy, które nakazuje mu sytuacja, bo kolejna okazja może się już nie nadarzyć.”

Książka Elisabeth Herrmann to mistrzowsko napisany kryminał pomieszany z thrillerem, z wyraźnie odznaczającym się tłem psychologicznym. Trzyma w napięciu do ostatniej strony, budząc niepokój i dezorientację. Wartka akcja, mistrzowsko wykreowani bohaterowie i fenomenalna intryga sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Nie można zapomnieć o zakończeniu, które mocno zaskakuje i aż wbija w fotel z wrażenia. Macie ochotę na mrożący krew w żyłach kryminał? Lubicie zagadki z przeszłości? Jeśli tak, to trafiliście idealnie. Ta książka sprawi, że będziecie siedzieć jak na szpilkach i jeszcze długo po przeczytaniu, nie będziecie mogli dojść do siebie. Jednym słowem: wow!

Autor: Elisabeth Herrmann
Tytuł: Wioska morderców
Tytuł oryginału: Das Dorf der Mörder
Cykl: Sanela Beara (tom 1)
Data premiery: 12 kwietnia 2016
Liczba stron: 548
Gatunek: kryminał/thriller
MOJA OCENA: 8/10


Książkę do recenzji przekazało Wydawnictwo Prószyński i S-ka, za co bardzo dziękuję


poniedziałek, 11 kwietnia 2016

"Dziewczyna z ogrodu" Parnaz Foroutan


Zdarzają się takie książki, które po przeczytaniu zostawiają mętlik w głowie, a wyrażenie swoich odczuć po lekturze jest niezwykle trudne i kłopotliwe. Długo zbierałam się w sobie, aby napisać kilka słów na temat powieści Parnaz Foroutan. Chciałabym przekazać wszystkie emocje i uczucia jakie towarzyszyły mi podczas czytania, jednak obawiam się, że nie będzie to takie proste...

Historia rozgrywa się w XX-wiecznym Iranie w mieście Kermanshah i opowiada o losach zamożnej rodziny żydowskiej. Rachel, która wychowywała się w ubogiej rodzinie bez matki, niespodziewanie wychodzi za mąż za bogatego Ashera. Już od pierwszej chwili musi sprostać obowiązkom jakie spadają na nią ze strony męża i społeczeństwa. Musi urodzić dziecko, a najlepiej chłopca. Niestety upragnione dziecko wciąż się nie pojawia, a Rachel zaczyna wpadać w coraz większy popłoch. Boi się, że gdy nie zajdzie w ciąże to straci swoją pozycję, a jej miejsce zajmie inna kobieta. Zagubiona coraz bardziej, nie potrafi poradzić sobie z presją otoczenia, która pogłębia się jeszcze bardziej, kiedy okazuje się, że dziecka spodziewa się jej szwagierka. Rachel zaczyna w sobie hodować zazdrość i mściwość, które przeradzają się w żądzę zemsty i obsesję, które na zawsze ją odmienią.

„Dziewczyna z ogrodu” to książka napisana dość niezwykłym stylem. Nie przepadam za nagłymi skokami w czasie i akcji, a tutaj jest ich dość sporo. Budzi to pewną dezorientację i dyskomfort, przez co na początku bardzo ciężko wgryźć się w historię i przyzwyczaić do specyficznej narracji. Dodatkowo została ukazana w formie wspomnień, co również może trochę utrudniać czytanie. Sprawy nie ułatwia również dość duża ilość bohaterów, którzy co chwilę przewijają się w książce. Nie będę ukrywać, że miałam pewien mętlik w głowie i momentami po prostu nie wiedziałam o kim jest mowa w tekście. Jednak w miarę czytania, wszystko zaczynało się wyjaśniać, a wydarzenia powoli nabierały sensu. Przyzwyczaiłam się również do nietypowej narracji i coraz łatwiej odnajdowałam się w historii. Książka tak bardzo mnie wciągnęła i zaintrygowała, że nawet nie spostrzegłam kiedy skończyłam ją czytać. Budziła we mnie niewyobrażalną ilość emocji, od niepokoju, poprzez niedowierzanie, aż do pewnego lęku o losy bohaterów i o to, jak zakończy się ta opowieść. Bo wręcz było pewne, że nie może się skończyć dobrze. To dodatkowo podsycało moją ciekawość i zniecierpliwienie.

„Mamy tylko tyle czasu na żal, na ile sobie możemy pozwolić.”

Cała opowieść skupia się na losach Rachel i jej męża Ashera. Oboje się bardzo wyrazistymi postaciami i nie można zaprzeczyć, że genialnie wykreowanymi. Autorka z ogromną precyzją nakreśliła ich portrety psychologiczne i charakter. Są w pewien sposób postaciami tragicznymi, a cała opowieść tak naprawdę tchnie melancholią i smutkiem. Rachel choć jest bardzo silną kobietą, to jednak z czasem objawiają się w niej bardzo złe cechy. Żądza posiadania dziecka po pewnym czasie przeradza się w niezdrową obsesję. Chcąc sprawdzić się w roli żony, robi wszystko by zajść w ciąże. Niestety upragniony potomek nie przychodzi na świat, a kobieta z każdą chwilą czuje się coraz bardziej sfrustrowana i przerażona. Presja ze strony otoczenia i społeczeństwa dodatkowo pogłębia jej rozdrażnienie, a jakby tego było mało, jej szwagierka zachodzi w ciąże i rodzi syna. To sprawia, że w Rachel budzi się zazdrość i chęć zemsty. Momentami zachowuje się wręcz jak obłąkana. Nie może znieść myśli, że jest w jakiś sposób gorsza lub naznaczona. Jej obsesja z każdą chwilą staje się coraz bardziej wyraźna i niebezpieczna. Co z tego wyniknie?

Również Asher odgrywa tutaj znaczącą rolę. Choć ma w życiu praktycznie wszystko – oddaną żonę, wspaniałego brata, ogromny majątek i wysoki status w społeczeństwie, to jednak jest jedna rzecz, która spędza mu sen z powiek. Mianowicie brak potomka. W mężczyźnie zaczyna rodzić się złość i nienawiść, choć w pewien sposób również obsesja. O wszystko obwinia swoją żonę Rachel, uważając ją za bezużyteczną dlatego, że nie może dać mu upragnionego syna. Sfrustrowany Asher podejmuje fatalną w skutkach decyzję, która będzie miała wpływ na losy całej jego rodziny.

„Dziewczyna z ogrodu” to bez wątpienia bardzo trudna książka. I choć czyta się ją szybko, to jednak natłok wydarzeń rozgrywających się w książce, może sprawić, że poczujemy się przytłoczeni czytanym tekstem. Wiele tu emocji, czasami dość sprzecznych. Historia Ashera i Rachel głęboko porusza i wywołuje ogromny smutek i niepokój. To niezwykle malownicza, wyrazista, ale również niesamowicie druzgocąca historia opowiadająca przede wszystkim o władzy, zemście, nienawiści, głęboko skrywanym żalu, jak również obsesji, która prowadzi do kolejnych nieszczęść. To fenomenalny debiut, który polecam przede wszystkim tym którzy lubią opowieści rozgrywające się na Bliskim Wschodzie, jak również tym którzy mają ochotę na nietuzinkową i dość wymagającą lekturę.

Autor: Parnaz Foroutan
Tytuł: Dziewczyna z ogrodu
Tytuł oryginału: The Girl from the Garden
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 25 stycznia 2016
Liczba stron: 264
Gatunek: literatura współczesna/dramat
MOJA OCENA: 7/10


Książkę do recenzji przekazało Wydawnictwo Kobiece, za co bardzo dziękuję


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka