czwartek, 31 marca 2016

"Rewizja" Remigiusz Mróz


W internecie aż się roi od pozytywnych opinii na temat książek Remigiusza Mroza. Coraz więcej czytelników ulega i sięga po jego powieści. W czym tkwi fenomen autora? Czy jego książki są rzeczywiście tak dobre jak wszyscy mówią?

Dochodzi do brutalnego morderstwa. Ofiarami są kobieta i jej córka, które zostały zgwałcone a później zamordowane. Pogrążony w żałobie mężczyzna romskiego pochodzenia składa wniosek o wypłacenie ich polisy na życie. Niestety ubezpieczyciel nie zamierza wypłacać pieniędzy, zwłaszcza że kwota jest ogromna – aż milion złotych. Dodatkowo mężczyzna zostaje oskarżony o zabójstwo swojej rodziny. Zrozpaczony szuka pomocy i tak trafia do Joanny Chyłki, która po odejściu z kancelarii Żelazny&McVay pracuje w boksie w supermarkecie gdzie udziela porad prawnych. Tymczasem to pracownicy Żelaznego&McVaya reprezentują firmę ubezpieczeniową która odmówiła wypłacenia polisy. Konrad Oryński, niegdyś bardzo bliski współpracownik Joanny będzie musiał zrobić wszystko aby jego klient odniósł zwycięstwo. Również Chyłka nie zamierza się poddać. Ma za zadanie wybronić Roma i udowodnić jego niewinność. Kto wygra w tym starciu?

Przyznaję się bez bicia, że „Rewizja” jest moim pierwszym spotkaniem z piórem autora. Dlaczego tak długo zwlekałam? Nie wiem. Mogłabym powiedzieć, że sama jestem sobie winna, zwłaszcza, że dwa poprzednie tomy cyklu o Chyłce i Zordonie czekają na półce. Pewnie się zastanawiacie dlaczego zaczęłam od tomu trzeciego. Myślę, że przede wszystkim było to spowodowane szumem jaki powstał w internecie i blogosferze z powodu nadchodzącej premiery „Rewizji”. Nie żałuję, że najpierw przeczytałam trzecią część. Obudziła tylko mój apetyt na więcej i przekonała mnie do sięgnięcia po dwa poprzednie tomy cyklu. Dodatkowo przekonała mnie do twórczości Remigiusza Mroza, którą do tej pory jakoś omijałam.

Zwykle nie sięgam po książki o tematyce prawniczej, bojąc się prawniczego bełkotu i powolnego tempa akcji. I choć miałam pewne obawy w stosunku do „Rewizji” szybko się ich pozbyłam. Akcja jest niesamowicie płynna i zaskakująca. Od samego początku dużo się dzieje, a w miarę przebiegu wydarzeń pojawiają się nowe okoliczności które dodatkowo nakręcają czytelnika, wzbudzając ogromną ciekawość i zainteresowanie. To co od razu rzuca się w oczy, to lekkość pióra autora. Remigiusz Mróz pisze niezwykle płynnie i lekko, lawiruje między wydarzeniami podsuwając nam mylne tropy, by za chwilę wprowadzić nowe elementy, które budzą dezorientację i wątpliwości. I jak się okazuje rozwiązanie zagadki wcale nie jest takie proste, jak na początku mogliśmy sądzić.

W każdej książce ważnym elementem są bohaterowie. W końcu to oni nadają powieści charakteru i wyrazistości. U Remigiusza Mroza wszystko jest dopracowane w najmniejszym szczególe. Postacie są barwne i zróżnicowane. Autor w mistrzowski sposób tworzy portrety swoich bohaterów nadając im zróżnicowane cechy charakteru. Zauważyłam również, że ma tendencje do tego aby za bardzo ich nie oszczędzać. Rzuca ich na głęboką wodę, często podkłada kłody pod nogi, a nawet sprowadza na samo dno. Mam na myśli tu przede wszystkim Chyłkę, która zmaga się z ogromnym uzależnieniem. Właściwie przez cały czas jest pod wpływem alkoholu, co skutecznie wpływa na jakość jej życia. Choć mówiąc szczerze, ona wcale nie dostrzega problemu. Gdy coś ją przytłacza, gdy nie może sobie poradzić z nadchodzącym kacem, zawsze ma w zanadrzu butelkę w wysokoprocentowym trunkiem. Nie będę ukrywać, że w niektórych momentach trochę raziło mnie to w oczy, jednak zdaję sobie sprawę, że jest to element wizerunku bohaterki. Mam nadzieję, że w następnym tomie Joanna wróci na prostą i w pełni pokaże na co ją stać. Choć i tak w przypadku „Rewizji” dała wyśmienity pokaz swoich prawniczych możliwości. Nie da się zaprzeczyć, że Joanna Chyłka to niezwykle inteligentna, przebiegła i mistrzowsko wykreowana postać.

„Rewizja” to książka która potrafi zaskoczyć i wprowadzić czytelnika w stan zdumienia. Jestem zachwycona genialną kreacją bohaterów, szybkim tempem akcji i oryginalną fabułą, która na każdym kroku zadziwia. Książkę pochłonęłam w tempie ekspresowym, a zakończenie sprawiło, że nabrałam ochoty na więcej. Remigiusz Mróz wie jak zaintrygować czytelnika i jak uzależnić go od swoich książek. Nie dziwie się już, skąd bierze się tyle pozytywnych opinii na temat jego twórczości. A przede wszystkim, w końcu zrozumiałam jego fenomen. Jestem zachwycona i w pełni usatysfakcjonowana z lektury. „Rewizja” to fenomenalnie napisana powieść, a sam autor to mistrz powieści kryminalnych i sensacyjnych. Bez dwóch zdań – polecam!

Autor: Remigiusz Mróz
Tytuł: Rewizja
Cykl: Joanna Chyłka (tom 3)
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 30 marca 2016
Liczba stron: 624
Gatunek: kryminał/sensacja
MOJA OCENA: 8/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona


środa, 30 marca 2016

Podsumowanie miesiąca: marzec 2016


Marzec powoli dobiega końca. Nie będę ukrywać, że bardzo mnie to cieszy. Żegnamy zimę i witamy wiosnę! Drzewa już puszczają pierwsze kwiaty i listki, trawa się zieleni, a słońce coraz częściej wygląda zza chmur. Nic tylko się cieszyć. Wiosenna aura nastraja mnie baaardzo pozytywnie i już z niecierpliwością wypatruję kwietnia. Będzie to czas czytania na świeżym powietrzu i rozkoszowania się piękną pogodą (mam nadzieję, że taka będzie). Planuję również trochę bardziej aktywnie spędzać czas. Może jakieś wycieczki rowerowe i fotograficzne... Kto wie, czas pokaże ;). Mimo to, cieszę się, że wiosna w końcu nadeszła. Coś czuję, że to będzie dla mnie dobry czas :).
Niestety zaległości czytelnicze i recenzenckie dalej mam ogromne... Na szczęście wyniki przedstawiają się bardzo dobrze, dlatego nie ma co narzekać. Piękna pogoda motywuje mnie do działania, a przede wszystkim do czytania.

Jesteście ciekawi jakie książki przeczytałam w marcu? Zapraszam do czytania :).

Ilość przeczytanych książek w tym miesiącu (według kolejności): 13
- „I tu jest bies pogrzebany” Karina Bonowicz, str.288
„Ogień i woda” Victoria Scott, str.368
„Unik” Chelsea Cain, str.352
„Raven” Sylvain Reynard, str.510
„Były sobie świnki trzy” Olga Rudnicka (e-book), str.360
„Podróże z owocem granatu” Sue Monk Kidd, Ann Kidd Taylor, str.308
- „Zostań jeśli kochasz” Galye Forman, str.248
„Pokalane poczęcia” Natalia Rogińska (e-book), str.304
„Łaska” Anna Kańtoch, str.400
- „Rewizja”Remigiusz Mróz, str.624
- „Pokój” Emma Donoghue, str.409
- „Ktoś taki jak ty” Sarah Dessen, str.256
- „Wróć, jeśli pamiętasz” Gayle Forman, str.288

Ilość przeczytanych książek od początku roku: 41
Ilość przeczytanych stron: 4 715, co daje około 152 strony dziennie.
Ilość napisanych recenzji: 15 (8 z tego miesiąca, 6 zaległych, 1 kolorowanki)
Najlepsza przeczytania książka: "Ogień i woda" Victoria Scott oraz "Pokój" Emma Donoghue
Łączna liczba wyświetleń: 160 900
Liczba wyświetleń w tym miesiącu: 14 598
Ilość opublikowanych postów: 19
Liczba obserwatorów: 489
Liczba obserwatorów G+: 429

Poprzedni miesiąc był dużo lepszy jeśli chodzi o statystyki, ale i tak nie mam co narzekać. Musicie mi wybaczyć, że tak rzadko odwiedzam Wasze blogi, ale jest to spowodowane ogromną ilością obowiązków, a zwłaszcza opieką nad synkiem, który w ostatnim czasie jest dużo bardziej wymagający i praktycznie całkowicie pochłania mój czas w ciągu dnia ;).
Wieczorem jestem tak skonana, że marzę tylko o chwili z dobrą książką i kubkiem gorącej herbaty.

Ostatnio zainspirowana pięknymi fotografiami u Jusssi, zaczęłam sama eksperymentować trochę z moim aparatem i robić zupełnie inne zdjęcia niż dotychczas. Efekty możecie zobaczyć praktycznie w każdej recenzji, a tu w podsumowaniu, wrzucam Wam dwa zdjęcia z których jestem szczególnie zadowolona :).


Tradycyjnie, dziękuję Wam za to, że jesteście, odwiedzacie i komentujecie. Dziękuję z całego serca! Mam nadzieję, że dalej będziecie do mnie zaglądać :).


Na koniec podrzucam Wam piosenkę, która przez ostatni czas wciąż nie chce mi wyjść z głowy. I tak jakoś słucham jej na okrągło... ;)



A teraz pochwalcie się, jak Wam minął miesiąc.
Ile książek przeczytaliście? :)



wtorek, 29 marca 2016

"A potem przyszła wiosna" Agnieszka Olejnik


Czy sława i pieniądze są w stanie zagwarantować szczęście? Może na chwilę tak, jednak po jakimś czasie zwykle okazuje się, że sukces wcale nie smakuje tak słodko. Ma raczej smak goryczy i porażki, po której ciężko się podnieść...

Pola Gajda żyje w blasku reflektorów. Jest znaną aktorką, dlatego większość czasu spędza na planach filmowych, na wywiadach i imprezach u producentów. Ma wszystko czego zapragnie, łącznie ze wspaniałym mężczyzną, który tak jak ona jest celebrytą. Jest jednak jedna rzecz która spędza jej sen z powiek, mianowicie wścibski paparazzo, który co chwilę ją prześladuje. Pewnego dnia Pola znajduje w internecie zdjęcie swojego ukochanego z inną kobietą u boku. W jednej chwili cały jej świat rozsypuje się jak zamek z piasku. Kobieta popada w depresję i wydaje się, że już nic nie będzie w stanie jej uratować. Ku zdziwieniu Poli, na pomoc przychodzi jej paparazzo Konrad. Będzie to dla nich początek ogromnych zmian, a Pola będzie miała szansę przyjrzeć się swojemu życiu z boku i spróbować zrozumieć, co tak naprawdę jest ważne.

Agnieszka Olejnik to autorka którą bardzo sobie cenię. Przeczytałam wszystkie jej książki i za każdym razem jestem coraz bardziej oczarowana jej stylem i ogromnym warsztatem pisarskim. Autorka potrafi zaskoczyć czytelnika, zachwycić, wprowadzić w stan zdumienia, a przede wszystkim głęboko poruszyć. Jej historie są niezwykle realne. Opowiadają o zwykłych ludziach i ich problemach, skłaniając nas do głębszych przemyśleń i refleksji nad własnym życiem. „A potem przyszła wiosna” nie jest wyjątkiem. Agnieszka Olejnik po raz kolejny udowodniła, że jest mistrzynią słowa pisanego. W swojej książce poruszyła wiele ważnych kwestii, takich jak chociażby poszukiwanie swojego miejsca na świecie i sensu życia. Jest to również piękna opowieść o rodzącym się uczuciu i miłości, która powoli dojrzewa w bohaterach. Jednak czy będzie im dane być razem? Czy Pola i Konrad w końcu zrozumieją dokąd zmierza ich skomplikowana znajomość? Czy Pola upora się z demonami przeszłości i odnajdzie drogę do szczęścia?

„Należy żyć tak, żeby komuś dzięki nam zrobiło się lepiej, ładniej. I jeszcze - trzeba się nauczyć cieszyć drobiazgami, ładnymi przedmiotami, chwilą spokoju, zapachem lasu i tym, co przyniesie kolejny dzień.” *str. 263

To co charakteryzuje książki Agnieszki Olejnik, to bez wątpienia genialna kreacja bohaterów. W przypadku powieści „A potem przyszła wiosna” możemy przyjrzeć się dwójce ludzi, którzy znaleźli się w przełomowym momencie swojego życia. Wydarzenia poznajemy z perspektywy Poli i Konrada, dzięki czemu zyskujemy dokładny obraz sytuacji i możemy poznać przemyślenia każdego z nich. Oboje są po przejściach, a żeby zacząć normalnie żyć i w końcu odnaleźć spokój ducha, muszą najpierw uporać się z bolesnymi wspomnieniami i problemami, które nie pozwalają im normalnie funkcjonować. Będą musieli podjąć ważne decyzje, które odmienią ich dalsze życie. Nie będzie to jednak proste, bo zwykle ciężko porzucić dotychczasowe przyzwyczajenia i to co znajome. Jednak aby żyć zgodnie z samym sobą i swoim sumieniem, trzeba zdecydować się na zmiany, nawet jeśli na początku będą one sprawiały pewne trudności.

Książka Agnieszki Olejnik to głęboko poruszająca historia, opowiadająca o życiu i jego wielu odcieniach. Pokazująca nam, że nawet pomimo przeciwności losu, nigdy nie warto się poddawać. Trzeba walczyć do samego końca i nawet jeśli życie rzuca nam kłody pod nogi - iść do przodu. Przecież po zimie zawsze przychodzi wiosna, a po każdym smutku, przychodzi szczęście. Czasami trzeba mu trochę dopomóc, jednak pewne jest to, że nigdy nie warto z niego rezygnować.

„A potem przyszła wiosna” całkowicie zawładnęła moją duszą, poruszyła najczulsze struny mojej wrażliwości i skłoniła do głębszych refleksji. Autorka stworzyła niezwykle realną historię, która głęboko zapada w pamięć. To piękna opowieść, przepełniona prawdziwymi emocjami i uczuciami, mieniąca się całą feerią barw i wnosząca do naszych serc odrobinę nadziei. Mistrzowska narracja, wartka akcja, życiowi bohaterowie i ogrom emocji - to wszystko znajdziecie na kartkach powieści Agnieszki Olejnik. Jeśli macie jeszcze jakieś wątpliwości, to szybko się ich pozbądźcie. „A potem przyszła wiosna” to idealna lektura na wiosenne dni. Gorąco polecam!

Autor: Agnieszka Olejnik
Tytuł: A potem przyszła wiosna
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 21 października 2015
Liczba stron: 389
Gatunek: literatura obyczajowa
MOJA OCENA: 8/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona


sobota, 26 marca 2016

Życzenia Wielkanocne


Kochani,

w ten wyjątkowy Świąteczny czas pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia! Szczęścia, zdrowia, radości i pogodny ducha! Aby te Święta były wyjątkowe, przepełnione miłością i wszystkim co najpiękniejsze. Samych pyszności na wielkanocnym stole, zajączka w koszyczku i mnóstwo pięknych chwil spędzonych w gronie najbliższych. I aby nigdy nie opuściło Was szczęście, a uśmiech zawsze gościł na Waszych twarzach.
Udanego odpoczynku i samych wspaniałych chwil z dobrą książką! Odkrywajcie, poznajcie i cieszcie się chwilą :).

Życzę Wam tego z całego serca!

WESOŁYCH I ZACZYTANYCH ŚWIĄT!


Na koniec garść ogłoszeń.
Z powodu Świąt planuję zrobić sobie krótkie wolne. Nie będę odwiedzać Waszych blogów, ale postaram się sklecić jakąś recenzję ;). Po Świętach możecie spodziewać się stosiku lutowo marcowego i podsumowania miesiąca. Szykuję dla Was również kolejną rozdawajkę książkową, więc bądźcie czujni!

Jeszcze raz, wszystkiego dobrego :).
Niech w Waszych sercach rozkwitnie wiosna!


czwartek, 24 marca 2016

"Łaska" Anna Kańtoch


Czy da się wymazać przeszłość? Czy jest szansa aby zapomnieć o traumatycznych przeżyciach i już nigdy do nich nie wracać? Zakopać je w zakamarkach pamięci i nie pozwolić by kiedykolwiek ujrzały światło dzienne... Ponoć zapomnieć to łaska, ale czy na pewno?

Rok 1955. Pewnego dnia sześcioletnia Marysia wychodzi z domu i znika. Po tygodniu dziewczynka się odnajduje, ale jest cała pokryta zaschniętą krwią. Nie wiadomo jednak jak udało jej się przetrwać w lesie przez tak długi czas. Co spotkało dziewczynkę? Czy ktoś jej pomógł? Marysia niestety nic nie pamięta, a jej ciotka robi wszystko by wspomnienia nie powróciły.
Rok 1985. Maria jest już dorosła. Pracuje jako nauczycielka w szkole podstawowej. Niestety to co ją spotkało w przeszłości dalej kładzie się cieniem na jej życiu. Pewnego dnia nastoletni uczeń zamiast kartkówki oddaje jej rysunek przedstawiający czwórkę dzieci oraz Kartoflanego Człowieka. Prosi ją o pomoc. Maria jednak nie wie jak powinna postąpić, a rysunek tak naprawdę wciąż nie daje jej spokoju. Wkrótce chłopiec zostaje odnaleziony w miejskim parku powieszony na gałęzi. Wszystko wskazuje na samobójstwo. Niebawem jednak pojawiają się kolejne ofiary, a milicja rozpoczyna śledztwo. Maria jednak na własną rękę szuka rozwiązania zagadki. Ma przeczucie, że wszystko wiąże się z jej przeszłością i rokiem 1955, kiedy to zaginęła w lesie.

Czasem wystarczy spojrzeć na jakąś książkę, by mieć pewność, że będzie to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Warto więc posłuchać swojego przeczucia, bo może się okazać, że dzięki temu odkryjemy prawdziwą literacką perełkę. W taki oto sposób zdecydowałam się sięgnąć po książkę Anny Kańtoch. Okładka skutecznie przyciągnęła mój wzrok, a opis z tyłu okładki był dla mnie jasnym sygnałem, że będzie to wyśmienita lektura. Nie pomyliłam się. „Łaska” to prawdziwie złowieszczy i mroczny kryminał, który sprawi, że będziecie siedzieć jak na szpilkach. Nie znajdziecie tutaj krwawej jatki, ani mozolnego śledztwa w poszukiwaniu mordercy. Jest coś znacznie lepszego. Tajemnica z przed lat, wszechobecny mrok, niepokojąca atmosfera i przerażająca aura, która w niektórych momentach aż ścina krew w żyłach.

„Łaska” to pierwsza książka Anny Kańtoch pozbawiona elementów fantastycznych. Jest to również moje pierwsze spotkanie z piórem autorki i już mogę powiedzieć, że na pewno nie ostatnie. Zawsze z wielką przyjemnością sięgam po kryminały, ale moje wymagania z każdą przeczytaną książką rosną. „Łaska” jednak całkowicie sprostała moim oczekiwaniom i muszę przyznać, że dawno nie spotkałam się z tak niezwykłą i mroczną książką. Podoba mi się osadzenie akcji w czasach PRL-u. Trzeba przyznać, że autorka dość obrazowo i dokładnie przedstawiła ten okres. Stanowi on przyjemne tło dla całej historii, a dzięki temu książka zyskała zupełnie inny wydźwięk i charakter, a co za tym idzie również oryginalność. Choć książka jest zaliczana do kryminałów, ja bym raczej powiedziała, że jest to thriller z bardzo dobrze nakreślonym tłem psychologicznym. Autorka wmieszała również do swojej historii trochę obyczajówki, co zdecydowanie wyszło jej na plus. Można się też doszukać odrobiny horroru zwłaszcza, że atmosfera książki niejednokrotnie wywołuje ciarki na plecach. Całość prezentuje się fenomenalnie, a dzięki połączeniu tych kilku gatunków otrzymujemy mistrzowską i niesamowicie dopracowaną powieść.

Od samego początku można wyczuć duszny i niepokojący nastrój, który pogłębia się z każdą kolejną kartką. Tak naprawdę do samego końca nie wiemy co przydarzyło się małej Marysi w lesie. To sprawia, że z jeszcze większym skupieniem i zainteresowaniem zagłębiamy się w książkę. Również odkrycie mordercy nie jest łatwe, choć w połowie książki można zacząć się domyślać kto nim jest. Absolutnie jednak nie psuje to wrażeń z lektury, zwłaszcza, że tak naprawdę nie wiemy jaki był jego motyw i co nim kierowało. Autorka postarała się, żeby czytelnik miał nie małą zagwozdkę z rozwiązaniem zagadki. Nie podaje nam rozwiązania na tacy, a wręcz przeciwnie, zmusza nas do zastanowienia się nad całą sytuacją. Rozwiązanie nie jest proste, a sam pomysł z intrygą i motywem morderstwa jest niezwykle oryginalny i nieszablonowy. Nie spotkałam się jeszcze z czymś takim w żadnej książce, za co bez dwóch zdań należą się duże brawa dla autorki.

„Łaska” to książka wielowątkowa, pełna tajemnic i niewiadomych. Mocno intryguje, budzi niepokój i zaskakuje. Napisana lekko i niezwykle płynnie, wciąga do swojego mrocznego świata i aż do samego końca mocno trzyma w napięciu. Książka Anny Kańtoch wyróżnia się wartką akcją, ciekawie poprowadzoną fabułą, niepowtarzalnym klimatem, a do tego genialnie skonstruowanymi portretami psychologicznymi bohaterów. Jedyne co mogę zrobić, to polecić Wam tę książkę i zachęcić do przeczytania. „Łaska” to prawdziwy majstersztyk.

Autor: Anna Kańtoch
Tytuł: Łaska
Seria: Ze Strachem
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 24 lutego 2016
Liczba stron: 400
Gatunek: kryminał/thriller
MOJA OCENA: 9/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czarnemu


środa, 23 marca 2016

"Ogień i woda" Victoria Scott


Co jesteś w stanie zrobić by uratować życie ukochanej osoby? Jak wiele jesteś w stanie poświęcić? Czy zaryzykujesz i staniesz do walki na śmierć i życie? Decyzja należy do Ciebie...

W życiu Telli Holloway nie dzieje się zbyt dobrze. Gdy okazuje się, że jej brat jest poważnie chory, a żaden lek nie jest w stanie mu pomóc, rodzice decydują się na przeprowadzkę na wieś, mając nadzieję, że świeże powietrze dobrze wpłynie na chorego syna. Tella jest zrozpaczona. Nie dość, że straciła swoich przyjaciół i musiała opuścić ukochane miasto, to jeszcze czuje ogromną bezradność w związku z chorobą brata. Pewnego dnia w jej ręce trafia urządzenie, na którym znajdują się instrukcje, jak wystartować w Piekielnym Wyścigu. Prowadzi on przez dżunglę, pustynię, ocean i góry, a na końcu na zwycięzcę czeka nagroda: lek na każdą możliwą chorobę. Tella nie zastanawia się ani chwili i decyduje się wziąć udział w wyścigu. Jednak nie tylko ona chce zdobyć lek dla bliskiej osoby. Uczestnicy zrobią wszystko by wygrać. Dziewczyna może liczyć tylko na siebie i na swoją pandorę - zwierzę które powinno mieć magiczne zdolności, tyle że Tella nie ma pojęcia jakie i czy w ogóle je ma. Rozpoczyna się mordercza walka o przetrwanie. Czy Tella pokona przeszkody i dotrwa do końca?

Uwielbiam książki młodzieżowe i zawsze z wielkim zainteresowaniem i przyjemnością po nie sięgam. Przemierzając blogosferę co jakiś czas trafiałam na bardzo pozytywne recenzje książki „Ogień i woda”. Poczułam się na tyle zaintrygowana, że postanowiłam sama sięgnąć po ten tytuł i przekonać się, czy ta książka jest rzeczywiście tak dobra jak wszyscy piszą. Jakież było moje zdziwienie gdy zaczęłam ją czytać. „Ogień i woda” to nie tylko dobra lektura, to fantastyczna i niewiarygodna podróż w nieznane, pełna niebezpieczeństw i emocji które aż wbijają w fotel. To gwarancja niezapomnianych wrażeń i przygody która aż zapiera dech w piersi. Jesteście gotowi na niezwykłe doznania? Usiądźcie wygodnie, weźcie książkę w dłoń i pozwólcie aby świat stworzony przez Victorię Scott całkowicie Wami zawładnął. Zapewniam, że tak prędko o niej nie zapomnicie.

Akcja książki od samego początku płynie równym rytmem. Czytelnik momentalnie zostaje wciągnięty w wir wydarzeń i w miarę upływu stron z coraz większą fascynacją zagłębia się w lekturę. Wszystko przyspiesza gdy Tella rozpoczyna wyścig. Dochodzi napięcie i emocje, które w niektórych momentach aż paraliżują. Z niecierpliwością i z pewną obawą śledzimy losy bohaterów. Kibicujemy jej i nie możemy się doczekać, aż odnajdzie cel swojej wędrówki. Wrażenie potęgują niezwykłe opisy otoczenia w którym znajdują się bohaterowie. Autorka opisuje wszystko niesamowicie realistycznie i plastycznie, a my czujemy się jakbyśmy sami przemierzali dżunglę i pustynię.

Warto również wspomnieć o charakterystyce postaci, a zwłaszcza Telli. Na początku nie specjalnie wzbudziła moją sympatię, jednak w miarę przebiegu wydarzeń zaczynałam patrzeć na nią z zupełnie innej perspektywy, a nawet ją polubiłam. Nie można zaprzeczyć, że dziewczyna wykazała się ogromną odwagą i wolą walki. Nie wahała się by podjąć wyzwanie i wziąć udział w wyścigu, w którym tak naprawdę mogła stracić życie. Miłość do brata okazała się jednak silniejsza. Jednak nie tylko ona pragnie zdobyć główną nagrodę. Uczestników jest wielu, a każdy z nich zrobi wszystko by osiągnąć sukces. Tella będzie musiała zmierzyć się nie tylko z niebezpieczeństwami dzikiej dżungli i pustyni, będzie musiała również stawić czoło swoim przeciwnikom, którzy nie zawahają się aby użyć siły i podstępu by osiągnąć cel. Dziewczynie w wędrówce towarzyszy jej pandora, która ponoć powinna mieć magiczne zdolności. I tu znowu zaczynają się schody, bo jej pandora nie spieszy się z ujawnieniem swoich talentów. I choć Tella ma pewne obawy, to jednak cieszy się, że ma ją obok siebie. Dzięki temu łatwiej jej zmierzyć się z nieznanym i niebezpieczeństwami, które tylko czekają by się ujawnić.

Książkę Victorii Scott pokochałam całą sobą. Już na początku wiedziałam, że przepadłam. Byłam pewna że będzie to pasjonująca i niezapomniana lektura. Nie pomyliłam się. Byłam jak zahipnotyzowana i z coraz większym podziwem śledziłam przebieg wydarzeń. Straciłam całkowicie poczucie czasu, a książkę czytałam dopóki nie dotarłam do ostatniej strony. Zerwałam dla niej pół nocy, ale śmiało mogę powiedzieć, że było warto. Zdaję sobie sprawę, że książka może mieć jakieś minusy i niedociągnięcia, ale ja byłam nią tak zafascynowana, że żadnych nie zauważyłam. Jak dla mnie „Ogień i woda” to książka perfekcyjna, która idealnie wpasowuje się w mój gust czytelniczy. Znalazłam tu wszystko to czego oczekiwałam po dobrej lekturze: emocje, emocje i jeszcze raz emocje! Do tego szybką akcję, napięcie, genialnie skonstruowaną fabułę i fascynujących bohaterów. A na koniec ogromny kac książkowy i wielkie „wow” – co chyba mówi samo za siebie.

„Ogień i woda” to książka nie tylko dla młodzieży. Jestem pewna, że i dojrzały czytelnik będzie urzeczony. Ja jestem tego najlepszym przykładem. Victoria Scott stworzyła książkę która zachwyca, intryguje, pobudza wyobraźnię, a do tego gwarantuje ogrom niezapomnianych przeżyć. Na koniec muszę wspomnieć o niezwykłej okładce, która idealnie oddaje charakter książki. Całość prezentuje się fenomenalnie i co tu dużo mówić – po prostu trzeba ją przeczytać! Gorąco polecam!

Autor: Victoria Scott
Tytuł: Ogień i woda
Tytuł oryginału: Fire and Flood
Cykl: Ogień i woda (tom 1)
Wydawnictwo: IUVI
Data wydania: 17 czerwca 2015
Liczba stron: 368
Gatunek: literatura młodzieżowa/fantastyka
MOJA OCENA: 10/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu IUVI


wtorek, 22 marca 2016

"Pokalane poczęcia" Natalia Rogińska [PREMIEROWO]


Dziecko to prawdziwy cud. Wie o tym każda obecna lub przyszła matka. Nie zawsze jednak jest tak jak sobie zaplanujemy. Często gdy czegoś usilnie pragniemy i dążymy do tego za wszelką cenę, los postanawia sobie z nas zakpić. Czasem jednak gdy niczego się nie spodziewamy, życie obdarowuje nas z nawiązką.

Bohaterkami książki są kobiety które różni niemal wszystko – wiek, usposobienie, sytuacja majątkowa i życiowa, charakter oraz ideologia. Wszystkie trafiają do prywatnego gabinetu ginekologa Ireneusza Skrobaka, który ma dość ekscentryczne i nietypowe podejście do życia. Każda z pań przychodzi z innym problemem, jednak wszystkie łączy jedno – macierzyństwo. Niektóre z nich zrobią wszystko by zajść w upragnioną ciąże i urodzić dziecko, inne zaś poczują się zagubione rolą przyszłej mamy.  By Znajdą się i takie które będą szukać innych, czasami dość kontrowersyjnych rozwiązań aby zajść w ciążę lub ją usunąć. Historie tych kobiet różnią się od siebie, czasami są smutne, a innym razem kończą się szczęśliwie. Jednak jest coś dobrego co z nich wynika – nowe możliwości, nowe perspektywy, a przede wszystkim – nowe, kiełkujące życie.

„Narodziny dziecka - absolutna magia. To, co dzieje się w sercu matki, ilekroć trzyma w ramionach dziecko, które jeszcze przed kilkoma chwilami było częścią jej ciała, a odtąd stawało się namacalne wszystkimi zmysłami, to absolut.”

Natalia Rogińska w swojej książce porusza temat poczęcia i macierzyństwa. Jak możemy się domyślić po tytule, nie będą to łatwe ciąże, a takie które mają dość skomplikowaną historię i tło. Każda z tych opowieści jest inna, ale wszystkie opowiadają o kobietach, których życie za sprawą nadchodzącego macierzyństwa ma ulec zmianie. Autorka nic nie ubarwia, pisze prosto i bez zbędnych frazesów. Serwuje nam czystą prawdę, która czasem nas zaszokuje, innym razem poruszy, a jeszcze innym wzbudzi niekłamany podziw lub niedowierzanie.

Problemy wszystkich pacjentek gabinetu na Chmielnej, są wyciągnięte z życia. Natalia Rogińska w swojej dość krótkiej książce, porusza całkiem sporą liczbę wątków, które bez problemu dałoby się rozdzielić na osobne powieści. Można by więc wnioskować, że temat nie został należycie rozwinięty i poprowadzony. Nic bardziej mylnego! Autorka z niezwykłą empatią i zaangażowaniem opowiada nam historie swoich bohaterek, często nie szczędząc im przykrości i trudności. Czytelnik ma szansę przyjrzeć się problemom jakie dotykają bohaterki, często być może odnajdując w poszczególnych historiach cząstkę siebie i tego, co samemu doświadczył.

Autorka przybliża nam ideologią każdej ciąży. Widzimy tu ludzi których poglądy znacznie się od siebie różnią i często mają one wpływ na moment poczęcia. Jedni są bardzo religijni i uważają antykoncepcję za zło wcielone, inni zaś są zwolennikami związków partnerskich. Są i tacy którzy zmagają się z bezpłodnością, a nawet tacy którzy płodzą dzieci jak króliki, tylko dlatego, że tak nakazuje im wiara. Niektóre kobiety muszą szukać bardziej radykalnych rozwiązań by zajść w upragnioną ciążę, takich jak chociażby in vitro, lub wynajęcie surogatki. Wszystko jednak zmierza ku jednemu - macierzyństwu. I choć moment poczęcia i sama ciąża stanowią tutaj najważniejszy element, następstwem tego jest przecież macierzyństwo i każdy z bohaterów będzie musiał się z tym zmierzyć na swój sposób. Jest to jednak temat na osobną powieść, a my obecnie możemy snuć domysły jakie będą dalsze losy bohaterów. Jedno jest pewne – ciąża i dziecko, to otwarcie nowego rozdziału w życiu, w którym tak naprawdę wszystko może się zdarzyć.

„Każde nasze doświadczenie kształtuje nas na nowo – na bazie tego, kim już jesteśmy. Diera, kariera, porażka, choroba, miłość – to wszystko zostawia ślad.”

„Pokalane poczęcia” to książka pełna emocji i życiowych prawd. Porusza temat samotnego wychowywania dzieci, bezpłodności, wielodzietności, aborcji, in vitro i naturalnego planowania rodziny. Wszystko zawarte w lekkiej i przystępnej formie, tak aby zaintrygować i zaciekawić czytelnika. I choć tematyka często nie jest zbyt łatwa, Natalia Rogińska postarała się, aby w jej książce nie zabrakło odrobiny humoru i lekkiej ironii. To sprawia, że jej powieść zyskuje zupełnie inny wydźwięk, stając się lekturą przyjemną w odbiorze, ale również momentami niezwykle poruszającą i skłaniającą do głębszych refleksji. Polecam!

Autor: Natalia Rogińska
Tytuł: Pokalane poczęcia
Seria: Kobiety to czytają
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data premiery: 22 marca 2016
Liczba stron: 304
Gatunek: literatura obyczajowa
MOJA OCENA: 8/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka


czwartek, 17 marca 2016

"Barwy miłości" Kathryn Taylor


Jaką barwę ma miłość? Może być czerwona jak krew, żółta jak słońce lub niebieska jak niebo. Może też być czarna jak atrament i bezgwiezdna noc. Niezwykle namiętna, gorąca i rozpalająca wszystkie zmysły...

Grace Lawson przybywa do Londynu, gdzie ma odbyć trzymiesięczną praktykę w znanej i cenionej firmie. Już na lotnisku podczas spotkania ze swoim szefem zalicza pierwszą wpadkę. Nie stawia to jej w zbyt dobrym świetle, jednak mężczyzna dzięki temu zwraca na nią uwagę. Od tego momentu zaczyna się nią interesować, aż w końcu proponuje jej współpracę. Grace jest zafascynowana Jonathanem. Niezwykle bogaty, szaleńczo przystojny, a przede wszystkim pozbawiony skrupułów. To wszystko sprawia, że mężczyzna ją do siebie przyciąga, a naiwna Grace coraz bardziej ulega jego urokowi. Stara się być ostrożna, zwłaszcza, że jej nowa przyjaciółka Annie, wciąż ostrzega ją przed szefem i prosi aby zbytnio  nie angażowała się uczuciowo, bo przystojny Jonathan skrywa też mroczną i ciemną stronę... Z czasem jednak między tą dwójką wybucha niezwykła namiętność, której Grace ulega. Oddaje się w ręce swojego kochanka, który pokazuje jej mroczny świat żądz i seksualnych fantazji, jakich Grace do tej pory nie zaznała...

Nie jestem ekspertem jeśli chodzi o powieści erotyczne, nie przeczytałam również popularnej książki E.L. James „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, do której debiut Kathryn Taylor jest porównywany. Mogę się jednak domyślić o czym jest książka E.L. James i jakie jest jej zamierzenie, zwłaszcza, że wielu autorów coraz częściej inspiruje się Greyem, a książek o podobnej tematyce na rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej. Nie byłabym jednak sobą, gdybym na własnej skórze nie przekonała się czy „Barwy miłości” są rzeczywiście tak gorącą i namiętną książką, jak większość mówi. Ostatnio coraz częściej sięgam po literaturę erotyczną i zaczynam dostrzegać w niej pewien potencjał. Zawsze jednak gdy czytam jakąś książkę z tego gatunku boję się schematyczności i powtarzalności tematu. Bo w końcu co nowego można napisać o seksie? Jak się okazuje, całkiem sporo. Wystarczy ciekawy pomysł, odrobina inspiracji i dobre wykonanie.

Historia Grace i Jonathana, mówiąc szczerze nie jest zbyt odkrywcza. Autorka nie uniknęła schematu, gdzie mężczyzna gra rolę dominującego samca. Jest niezwykle przystojny, wyrachowany i arogancki, ale swoim nieprzystępnym i chłodnym podejściem fascynuje Grace. Ona zaś jest uległa, niedoświadczona i ostrożna. I choć bardzo się stara, nie potrafi ulec urokowi Jonathana. Ten traktuje ją dość przedmiotowo i nie zamierza wdawać się w głębsze relacje. Jednak w przypadku Grace nie jest to takie proste. Nowe doświadczenia sprawiają, że kobieta coraz bardziej emocjonalnie zaczyna angażować się w ten związek. Niepokojące jest również to, że Jonathan obraca się w dziwnych i tajemniczych kręgach, a jego wspólnik,  Japończyk Yutto Nagako zaczyna się w jawny sposób interesować Grace. Kobieta nie ma pojęcia kim jest mężczyzna i jakie są jego zamiary, dlatego robi wszystko by go unikać. Jakie tajemnice skrywa Jonathan? Kim jest Japończyk i czego chce od Grace? Jaki będzie finał tej historii?

Książka Kathryn Taylor od pierwszej strony bardzo mnie zaintrygowała i wciągnęła. I choć podchodziłam do niej z dużym dystansem, niejednokrotnie mnie zaskoczyła. Podoba mi się sposób w jaki autorka buduje napięcie. Wie jak zaciekawić czytelnika i sprawić, aby ten z wypiekami na twarzy przewracał kolejne kartki. Ważną kwestią jest budowa powieści. Można powiedzieć, że została podzielona na dwie części, co wyraźnie rzuca się w oczy. W pierwszej połowie książki bohaterowie dopiero się poznają, ich relacja powoli nabiera rumieńców i rozpędu. Nie ma tu wstawek erotycznych, a jest raczej delikatny romans. W drugiej części między bohaterami wybucha namiętność, pojawiają się bardziej pikantne fragmenty i sceny zbliżeń. Autorka jednak opisuje wszystko z niezwykłym wyczuciem i smakiem. Owszem seksu jest tu całkiem sporo, ale nie jest on obsceniczny, ani niesmaczny. Dzięki temu książkę czyta się z ogromnym zainteresowaniem i skupieniem, a poszczególne fragmenty rozgrzewają zmysły i atmosferę.

Warto również zwrócić uwagę na charakterystykę bohaterów. Kathryn Taylor postarała się, aby każdy z nich wyróżniał się innymi cechami. Postać Jonathana intryguje, a jego trauma, jeszcze bardziej rozbudza ciekawość czytelnika. Chcemy dowiedzieć się jakie wydarzenia go zmieniły i pozbawiły uczuć. Grace to wstydliwa i skromna kobieta, choć ja określiłabym ją raczej mianem słodkiej idiotki. Póki co, nie mam jeszcze wyrobionego zdania na jej temat. Zobaczymy jak będzie w przypadku kolejnego tomu.

„Barwy miłości” to namiętny i porywający romans erotyczny. Intryguje, przyciąga uwagę i zachęca do dalszego poznania tej niezwykłej historii. Książkę czyta się niezwykle lekko i szybko, a sceny erotyczne nie przytłaczają, a wręcz przeciwnie, pobudzają ciekawość i wyobraźnię. I choć nie jestem ekspertem od erotyków, książka Kathryn Taylor naprawdę mi się podobała. To bardzo obiecujący debiut, po który warto sięgnąć. Polecam, nie tylko fanom powieści erotycznych. Myślę, że miłośnicy bardziej pikantnych romansów również będą zachwyceni.

Autor: Kathryn Taylor
Tytuł: Barwy miłości
Tytuł oryginału: Colours od Love - Entfesselt
Cykl: Colours od Love (tom 1)
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 8 kwietnia 2015
Liczba stron: 352
Gatunek: literatura erotyczna/romans
MOJA OCENA: 7/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Akurat


wtorek, 15 marca 2016

"Podróże z owocem granatu" Sue Monk Kidd, Ann Kidd Taylor [PRZEDPREMIEROWO]


Wielu z nas w swoim życiu pisało pamiętniki. To najlepszy sposób na poradzenie sobie z niektórymi emocjami i rozterkami. „Podróże z owocem granatu” to pamiętnik w którym splatają się głosy matki i córki, stojących na rozdrożu życia. Czy uda im się odnaleźć właściwą drogę?

Sue zmaga się z kryzysem wieku średniego i właśnie jest w trakcie pisania swojej debiutanckiej książki „Sekretne życie pszczół”. Niestety dopada ją niemoc twórcza, przez co kobieta nie może uporać się z dokończeniem książki. Jej 22-letnia córka Ann ma złamane serce, coraz bardziej popada w depresję i ciężko jej odnaleźć życiowy cel. Matka i córka wyruszają w podróż do Grecji, Turcji i Francji. Wspólnie tworząc dziennik, który będzie zapisem więzi jaka je łączy.

Zwykle unikam wszelkich biografii, autobiografii lub prywatnych dzienników. Nie potrafię odnaleźć się w takiej książce i z reguły mam później problem z podzieleniem się swoimi wrażeniami po lekturze. Jednak dla Sue Monk Kidd zrobiłam wyjątek. Do tej pory czytałam dwie książki autorki, mianowicie: popularne „Sekretne życie pszczół” i „Opactwo świętego grzechu”. Oba tytuły zrobiły na mnie ogromne wrażenie, jednak „Sekretne życie pszczół” to książka która na długo pozostanie w moim sercu. Czytałam ją już dwa razy i jestem pewna, że jeszcze nie raz do niej wrócę. Wiedziałam, że „Podróże z owocem granatu” będą zupełnie inną książką, niż dotychczasowe powieści autorki. Po pierwsze dlatego, że jest to dziennik. A po drugie, dlatego, że została napisana w duecie z córką. To bardzo poruszająca, emocjonalna i osobista lektura, która pozwala czytelnikowi bliżej poznać postać Sue Monk Kidd i jej córki. Autorki dzielą się z nami swoimi przemyśleniami i wielokrotnie podczas czytania, możemy zauważyć jak ogromne znaczenie ma dla nich ta powieść.

Ciężko wyrazić mi swoje uczucia po lekturze tej książki. Miałam do niej dwa podejścia. Pierwsze zakończyło się fiaskiem. Przeczytałam pierwsze 30 stron i stwierdziłam, że nie jest to książka dla mnie. Parę dni temu zdecydowałam, że dam jej kolejną szansę. Za drugim podejściem było o wiele lepiej. Gdy wzięłam się za czytanie, ciężko było mi się od niej oderwać, a „Podróże z owocem granatu” nie tylko mnie zaskoczyły i zaintrygowały, ale również skłoniły do głębszych przemyśleń i refleksji. Trzeba zaznaczyć, że nie jest to łatwa lektura. Autorki poruszają wiele ważnych, trudnych, a czasami nawet dość kontrowersyjnych tematów. Nie boją się jednak wyrażać swoich poglądów i z wielkim zaangażowaniem oraz poświęceniem dzielą się z czytelnikiem odrobiną swoich rozważań. A robią to w niezwykły sposób. Uderzają trafnością spostrzeżeń, mądrością i wrażliwością. Pięknie wyrażają swoje emocje i uczucia, a my mamy okazję ujrzeć jak ogromna więź je łączy. I choć czasami ciężko im się porozumieć, to jednak widzimy jak wiele znaczą dla nich wspólne podróże i czas spędzony razem.

Istotną kwestią w całej książce jest postać Marii i Czarnej Madonny. I dla Ann i dla Sue stanowi ona pewien element i wyznacznik w życiu. Dla Sue, Maria jest główną ikoną oddania, symbolem boskiej kobiecości i muzą. Autorka wiele razy do niej wraca i widać jak wiele postać Marii dla niej znaczy. Można by nawet powiedzieć, że w pewnym sensie była dla niej inspiracją do napisania powieści „Sekretne życie pszczół”. Kto czytał, wie, że Czarna Madonna pojawia się tam bardzo często. Również dla Ann postać Marii jest bardzo ważna i wielokrotnie zaznacza to w swojej książce. Jednak dla niej kolejnymi ważnymi postaciami są Atena i Joanna d’Arc. To dzięki nim, Ann odnajduje swój życiowy cel, a także wiarę w siebie i swoje możliwości. Udaje się jej też pokonać depresję i uleczyć złamane serce. Sue natomiast zmaga się z kryzysem wieku średniego. Powoli wkracza w okres przekwitania, co nie jest dla niej łatwe. Staje się Starą kobietą, jak sama mówi o sobie. Jest to dla niej rozpoczęcie kolejnego rozdziału w życiu, a jej największym marzeniem jest zostanie powieściopisarką.

„Podróże z owocem granatu” to niesamowity zapis wędrówki dwóch kobiet - dojrzałej i dorastającej. Wędrówki w głąb samych siebie w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące je pytania i nowej życiowej drogi. To również niezwykła opowieść o podróżach, o pięknej i malowniczej Gracji, Turcji i Francji. Autorki zwiedzają te zakątki świata i dzielą się z nami swoimi spostrzeżeniami. Pięknie opisują widziane krajobrazy i zabytki. Widać, że największe znaczenie ma dla nich Grecja, bo odwiedzają ją dwukrotnie. W całej książce pełno nawiązań do mitów i greckich bóstw, a Sue i Ann są niczym współczesne Demeter i Persefona. W niezwykły sposób wplatają mity w swoją historię, sprawiając, że staje się ona dużo bardziej intrygująca i magiczna.

„Podróże z owocem granatu” to książka która bardzo mnie poruszyła. I choć na początku nie mogłam się do niej przekonać, cieszę się, że dałam jej szansę. To wyjątkowa i bardzo osobista lektura, pełna znaczeń, snów i symboli. Niezwykle prawdziwa, refleksyjna i mądra. Przepełniona prawdziwymi emocjami i przeżyciami, które trafiają głęboko do serca i na długo tam pozostają. Sue Monk Kidd po raz kolejny pokazała, że jest mistrzynią pióra, a jej córka Ann Kidd Taylor to bardzo obiecująca pisarka. Ich wspólna książka to prawdziwy majstersztyk i piękny obraz pogłębiającej się więzi między matką a córką. To również opowieść o poszukaniu swojej kobiecości, odkrywaniu celu w życiu i dążeniu do realizacji swoich marzeń. Gorąco polecam!

Autor: Sue Monk Kidd, Ann Kidd Taylor
Tytuł: Podróże z owocem granatu
Tytuł oryginału: Traveling with Pomegranates
Wydawnictwo: Literackie
Data premiery: 17 marca 2016
Liczba stron: 308
Gatunek: autobiografia/pamiętnik
MOJA OCENA: 8/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu


poniedziałek, 14 marca 2016

"Dziewczyna z Ajutthai" Agnieszka Walczak-Chojecka


Czy praca jest najważniejsza? Czy ciągła pogoń za sukcesem, to gwarancja szczęścia? A gdzie w tym wszystkim miejsce dla samego siebie, dla swoich marzeń i pragnień? Może w końcu nadszedł czas aby coś zmienić? Przecież każda zmiana, nawet ta najmniejsza, może być początkiem czegoś wielkiego i niezwykłego...

Joanna jest kobietą sukcesu, praca w wielkiej korporacji zapewnia jej życie na wysokim poziomie. W pracy wszyscy ją szanują i podziwiają. Nic nie zapowiada, aby coś miało pójść nie po jej myśli. Niespodziewanie jednak zostaje zwolniona z pracy, czego powodem miały być ponoć cięcia w kosztach. Kobieta jest zdruzgotana i ciężko jej poradzić sobie z utratą pracy. Jak się okazuje, ma też dużo wolnego czasu, z którym nie wie co zrobić. Pewnego dnia spotyka kolegę z dawnych lat, który proponuje jej pracę która będzie się wiązać z wyjazdem do Tajlandii. Razem ze znajomymi wyrusza w niezwykłą podróż, która będzie nie tylko spełnieniem jej marzeń, ale również ucieczką od wszystkiego co do tej pory ją ograniczało. W międzyczasie jej przyjaciółka Iza musi uporać się ze swoimi problemami. Straciła wiarę w swojego mężczyznę, a podróż do Tajlandii ma jej pomóc w uporaniu się z wątpliwościami i rozterkami. Obie kobiety będą musiały poszukać właściwej drogi i wyruszyć w głąb samych siebie. Czy przyjaciółki odnajdą szczęście i posłuchają swoich wewnętrznych głosów? Czy w końcu poczują się wolne?

„Czasami prawda jest zbyt bolesna, by można ją było tak po prostu przełknąć.” *str.36

„W życiu jest tyle cudownych możliwości, tylko trzeba w nie uwierzyć i wybrać coś, co cię naprawdę kręci.” *str.121

Agnieszka Walczak-Chojecka to polska autorka którą bardzo sobie cenię. Pierwszą książką pisarki która trafiła w moje ręce była „Włoska symfonia”, która całkowicie mnie pochłonęła i oczarowała. Sięgając po „Dziewczynę z Ajutthai” liczyłam na podobne emocje i wrażenia z lektury. Okazało się jednak, że obie książki znacznie się od siebie różnią, a każda z nich jest na swój sposób wyjątkowa. „Dziewczyna z Ajutthai” to debiutancka książka autorki, która doczekała się swojego wznowienia. Cieszę się, że mogłam ją przeczytać, bo było to dla mnie niezwykłe i bardzo nietypowe doświadczenie.

Autorka zabiera czytelnika w niezwykłą i odkrywczą podróż. Na początek, wraz z bohaterką wyruszamy w góry, by później zagłębić się w egzotyczny i zniewalający klimat pięknej Tajlandii. Agnieszka Walczak-Chojecka w bardzo obrazowy sposób przedstawia nam ten magiczny zakątek świata. Wędrówka Joanny i jej przyjaciółki, to nie tylko egzotyczna podróż w której bohaterki mogą odpocząć od codzienności i problemów. To również mistyczna wędrówka w głąb samych siebie, która ma na celu obnażyć ich słabości i próbować się z nimi uporać. Jest tutaj również tajemnicza dziewczyna z Ajutthai, która jest atrybutem i symbolem całej historii, jak i Joanny. Jaką tajemnicę skrywa? Kobieta musi odnaleźć spokój ducha i spróbować uwolnić się od tego, co do tej pory ją zniewalało. Utrata pracy jest katalizatorem do zmian i choć kobiecie nie jest łatwo się z tym uporać, podróż do dalekiej Tajlandii pomaga jej zrozumieć co w życiu jest najważniejsze. Będzie to dla niej początek czegoś nowego. Joanna, jak i jej przyjaciółka Iza wrócą z tej podróży całkowicie odmienione i szczęśliwsze.

Po przeczytaniu „Włoskiej symfonii” spodziewałam się, że „Dziewczyna z Ajutthai” będzie równie zniewalającą i namiętną historią. Zwróciłam uwagę, że na poprzednim wydaniu książki znajduje się podtytuł „Niezbyt grzeczna historia”. Próbowałam doszukać się tej niegrzeczności w książce, ale jakoś mi się nie udało. Nie ma tu ani wulgarności, ani tym bardziej zdrożnych treści. Jak dla mnie to niezwykle klimatyczna i intrygująca lektura, która owszem zniewala, ale nie scenami namiętności, a niesamowitymi opisami egzotycznych miejsc i wewnętrznej wędrówki Joanny.

Książkę czytało mi się niezwykle lekko i szybko, a historia Joanny bardzo mnie zaintrygowała. Choć niestety można zauważyć pewne niedociągnięcia, które spycham na karb tego, iż był to debiut autorki. Najbardziej przeszkadzały mi przeskoki między poszczególnymi wydarzeniami i zbyt powierzchowne potraktowanie tematu. Zabrakło mi pewnego rozwinięcia i płynności akcji. Wydaje mi się, że książkę można było jeszcze trochę rozwinąć, dzięki czemu czytelnik miałby okazję zżyć się z bohaterami i dużo bardziej wczuć w całą historię.

„(…) czasem los daje nam znaki, a my ich nie zauważamy, albo po prostu nie chcemy zauważyć, bo boimy się zmian, które się zdarzą, jeśli podejmiemy wyzwanie. A przecież zmiany bywają zbawienne.” *str.208

„Dziewczyna z Ajutthai” to klimatyczna i ekscytująca lektura, która zabiera czytelnika w niecodzienną podróż na drugi koniec świata. Autorka ma niezwykły talent do opisywania otoczenia i w świetny sposób wplata to w swoje historie. Dzięki temu zyskują zupełnie innego wydźwięki i charakteru. „Dziewczyna z Ajutthai” to książka która zachwyca niezwykłymi barwami, plastycznymi bohaterami i intrygującą fabułą. To lekka, ale również bardzo refleksyjna lektura. Polecam i zachęcam do zapoznania się z twórczością Agnieszki Walczak-Chojeckiej.

Autor: Agnieszka Walczak-Chojecka
Tytuł: Dziewczyna z Ajutthai
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 09 września 2015
Liczba stron: 328
Gatunek: literatura obyczajowa
MOJA OCENA: 7/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce


niedziela, 13 marca 2016

"Były sobie świnki trzy" Olga Rudnicka [PRZEDPREMIEROWO]


Czy podpisanie intercyzy to podpisanie wyroku na siebie? Czy w ten sposób kobieta zamyka sobie drogę do szczęścia, spokoju i... majątku męża? Niekoniecznie. Nie ma problemu którego nie dałoby się rozwiązać, nawet jeśli będzie trzeba posunąć się do morderstwa...

Martusia, Kama i Jolka, to trzy kobiety w średnim wieku, których życie nie jest do końca tak idealne jak można by sądzić. Choć mają bogatych mężów, żyją w luksusie i nie muszą martwić się o pieniądze, pojawiają się pewne problemy które skutecznie burzą ich spokój. Nadmiar kilogramów, kurze łapki i coraz więcej lat na koncie. Do tego ich mężowie dopuszczają się zdrady z młodszymi i bardziej atrakcyjnymi kobietami, nie zwracając uwagi na wierność swoich żon. Najlepszym wyjściem z sytuacji byłby rozwód, ale kobiety przed ślubem podpisały intercyzy. Co zatem zrobić? Odpowiedź jest prosta: zostać wdową i pozbyć się balastu. Trzy przyjaciółki zawiązują pakt, decydując się wykończyć swoich niewiernych mężów. Szybko jednak przekonują się, że nie będzie to takie proste...

„Prawdziwą trudnością nie jest kłamanie tak, by ludzie we wszystko wierzyli, lecz zapamiętanie tego, co się mówiło. I komu. Dlatego trzeba kłamać wszystkim po równo.”

„(…) przypadki chodzą po ludziach, jednak jak jest ich za dużo, to trudno w nie uwierzyć.”

„Były sobie świnki trzy” to moje pierwsze spotkanie z piórem Olgi Rudnickiej. Gdy zaczęłam czytać, od razu zwróciłam uwagę na lekki i przyjemny styl autorki. Spodziewałam się, że będzie to kryminał z lekkim przymrużeniem oka i nie pomyliłam się. To wyśmienita komedia pomyłek, która poza dawką świetnego humoru, zachwyca umiejętnościami pisarskimi Olgi Rudnickiej, a także oryginalnym i ciekawie poprowadzonym tematem. Od samego początku rzuciło mi się w oczy podobieństwo do serialu „Gotowe na wszystko” i nawet pojawia się takie porównanie w książce, więc trafiłam w dziesiątkę. Trzeba przyznać, że wyszło to autorce na dobre. „Były sobie świnki trzy” to rozrywka w najlepszym wydaniu i gwarancja przyjemnie spędzonego czasu.

Wszystko rozchodzi się o te piekielne intercyzy. Gdyby nie to, nic nie stałoby na przeszkodzie, aby zdecydować się na rozwód. Ale przecież żadna z kobiet nie chce zostać z niczym. Wspólnie dochodzą do wniosku, że najlepiej gdyby każda z nich została wdową. Ale jak to zrobić? Trzeba wszystko dokładnie zaplanować i przemyśleć, bo wykończenie męża, to nie taka prosta sprawa. I tu zaczynają się schody... bo jak pozbyć się trzech osób, tak by nie ściągnąć na siebie uwagi policji? Kobiety muszą działać wspólnie i najlepiej żeby każda śmierć wyglądała na nieszczęśliwy wypadek. I choć mają pewne opory, szybko przekonają się, że nie taki wilk straszny jak go malują. Jaki będzie finał tej historii? Czy pozbycie się niewiernego męża to jedyne wyjście z sytuacji?

Olga Rudnicka wie jak zaintrygować czytelnika. W świetny i przemyślany sposób prowadzi fabułę, z każdą chwilą dokładając coraz więcej elementów, które mają na celu nas zaskoczyć, a przede wszystkim rozśmieszyć. I choć spodziewałam się, jak potoczy się historia, absolutnie nie zepsuło mi to odbioru powieści. Cięty język, zabawne dialogi i czarny humor idealnie się ze sobą łączą tworząc genialnie skonstruowaną komedię kryminalną. Bohaterowie są wyraziści i kontrastowi. Każda z trzech kobiet jest inna, dzięki czemu świetnie się uzupełniają. To pomaga im zaplanować wręcz zbrodnie idealną. Okazuje się jednak, że wiele planów będą musiały zmienić, bo z każdą chwilą pojawiają się nowe okoliczności i sytuacje, które mają znaczący wpływ dla przebiegu wydarzeń.

„Człowiek to dziwna istota. Woli wierzyć w kłamstwa, choćby nie wiadomo jak nieprawdopodobne, niż w prawdę.”

„Były sobie świnki trzy” to przede wszystkim obraz wspaniałej kobiecej przyjaźni. I choć kobiety w wielu kwestiach się nie zgadzają, a nawet kłócą, to jednak potrafią dojść do porozumienia. I w każdej, nawet najbardziej dramatycznej chwili, mogą na sobie polegać. Czy to trzeba śledzić niewiernego męża, czy to nakłamać policji, czy zakopać zwłoki w lesie... Prawdziwa przyjaciółka jest gotowa na wszystko. Oprócz trzech kobiet (świnek), w książce pojawi się również czwarta, która też odegra znaczącą rolę dla całej historii. Jaki będzie finał, musicie przekonać się sami. Ale zapewniam, że niejednokrotnie będziecie zaskoczeni.

Książka Olgi Rudnickiej to zabawna historia, pełna niespodziewanych zwrotów akcji, śmiesznych sytuacji i barwnych bohaterek. Rozbawi Was do łez, poprawi humor, a przy okazji pozwoli Wam zapomnieć o szarej rzeczywistości. „Były sobie świnki trzy” to łatwa w odbiorze powieść, która będzie idealną odskocznią od codzienności. Polecam!

Autor: Olga Rudnicka
Tytuł: Były sobie świnki trzy
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data premiery: 15 marca 2016
Liczba stron: 360
Gatunek: komedia kryminalna
MOJA OCENA: 7/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka


piątek, 11 marca 2016

"Raven" Sylvain Reynard [PRZEDPREMIEROWO]


Do książek o wampirach podchodzę z dużym dystansem. Może jest to po części spowodowane przereklamowaną sagą „Zmierzch”, którą miałam okazje czytać w przeszłości. Mimo to, co jakiś czas robię wyjątek i sięgam po lektury tego typu. Gdy ujrzałam w zapowiedziach książkę „Raven”, po raz kolejny postanowiłam zmierzyć się z tematem wampiryzmu w literaturze.

Chodząca o lasce, niepełnosprawna Raven Wood pracuje w galerii Uffizi we Florencji i zajmuje się renowacją obrazów. Pewnego wieczoru, wracając do domu, jest świadkiem brutalnego ataku na bezdomnego. Nie zamierza jednak stać bezczynnie i interweniuje. Napastnicy całą swoją agresję skupiają na niej. Wydaje się, że już nic nie może jej uratować... Niespodziewanie z ciemności wyłania się tajemnicza postać i bezwzględnie rozprawia się z bandziorami. Jedyne co Raven pamięta nim traci przytomność, to niezrozumiałe słowa które nieznajomy szepcze jej do ucha. Gdy się budzi, odkrywa ze zdumieniem, że zmienił się jej wygląd, a po jej ułomności nie został ani ślad. Teraz jest piękną i atrakcyjną kobietą. Co dziwniejsze kobieta kompletnie nic nie pamięta, a od dnia wypadku minął ponad tydzień. Na domiar złego pod jej nieobecność z galerii zostają skradzione bezcenne ilustracje Boticellego, a główną podejrzaną jest Raven. Aby odnaleźć złodzieja i odkryć tożsamość tajemniczego wybawcy kobieta zagłębia się w mroczne zakamarki Florencji, gdzie żyją istoty rodem z przerażających legend i sennych koszmarów.

Po przeczytaniu książki, postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o autorce. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że Sylvain Reynard to pseudonim który niekoniecznie należy do kobiety. Płeć autora nie jest znana, choć ja osobiście skłaniam się ku domysłom, że jest kobietą. Część z Was być może kojarzy trylogię o Gabrielu Emmersonie, dzięki której autor zasłynął i zyskał dość sporą rzeszę fanów. „Raven” to kolejna książka autora, która otwiera cykl „The Florentine”, opowiadający o wampirach, którego akcja rozgrywa się w pięknej i malowniczej Florencji. Jest to również moje pierwsze spotkanie z piórem autora i już mogę stwierdzić, że na pewno nie ostatnie. Choć wampiry nie są szczególnie przeze mnie lubiane, to jednak „Raven” na tyle mnie zaintrygowała i wciągnęła, że z pewnością sięgnę po kontynuację.

Autor w swojej książce zabiera nas w mroczne zakamarki Florencji, gdzie świat wampirów i ludzi się przenika. Świat niebezpieczny, ale niesamowicie intrygujący, pełen namiętności i tajemnic. Do tego świata powoli wkracza niczego nieświadoma Raven. Ma jednak przewodnika, który zdradza jej sekrety środowiska wampirów i pokazuje jej nieznane dotąd oblicze Florencji. Kobieta z fascynacją, ale też z pewnym lękiem ulega urokowi przystojnego wampira. Między nimi wybucha prawdziwa namiętność i pożądanie. Raven poznaje świat o którym do tej pory nie miała pojęcia i rozkosz która rozpali wszystkie jej zmysły. Jak potoczą się jej losy? Jak daleko się posunie? Czy romans z wampirem jest w ogóle możliwy?

Książka Sylvain Reynard to niezwykle namiętny i zmysłowy paranormalny romans. Do tego gatunku, tak jak do wampirów podchodzę z rezerwą, jednak „Raven” tak bardzo mnie zaciekawiła i tak bardzo mnie pochłonęła, że w pewnym momencie przestałam w ogóle zawracać sobie głowę moimi uprzedzeniami i wątpliwościami. Owszem, wampirów jest tutaj całe mnóstwo, jednak w znakomity sposób wtapiają się w historię. Autor jednak nie uniknął pewnych stereotypów. Wampiry są silne, piękne i szybkie, no i przede wszystkim skaczą po dachach. Ludzie nie mają pojęcia, że dzielą swój świat z istotami nadprzyrodzonymi, choć są i osoby które o tym wiedzą i nawet utrzymują z nimi bliższe stosunki. Są również ludzie, którzy polują na wampiry w celu zdobycia ich krwi, która jest niezwykle cenna.

Autor wszystko opisuje niezwykle obrazowo i realnie, bohaterowie są dopracowani i ciekawie przedstawieni. Historia Raven i księcia wampirów zapiera dech w piersi, rozpala zmysły i pobudza wyobraźnię. Niczego nie możemy być pewni i to jest właśnie fantastyczne. Akcja jest płynna i szybka, pełna napięcia i zaskakujących sytuacji. Całości dopełnia niepowtarzalny mroczny klimat, który wręcz elektryzuje. Tak naprawdę akcja powieści rozgrywa się w większości w nocy, bo jak na wampiry przystało, nie za dobrze czują się w świetle dziennym. Ważnym elementem w książce jest również sztuka, a mianowicie obrazy Boticellego. Wydarzenia przez cały czas lawirują wokół obrazów malarza, a jego sztuka stanowi tutaj dość istotny czynnik. Wszystko łączy się ze sobą, tworząc niepowtarzalną, zmysłową i magiczną opowieść, która zachwyca i urzeka.

„Raven” to nietuzinkowa książka, która na pewno spodoba się każdemu kto lubi nietypowe romanse, a zwłaszcza takie z odrobiną paranormalności. Historia florenckich wampirów mocno intryguje i wciąga do swojego mrocznego świata, gwarantując niezapomniane wrażenia. Dajcie się skusić i uwieść tej niezwykłej historii, a przekonacie się, że przepadniecie z kretesem. Gorąco polecam!

Autor: Sylvain Reynard
Tytuł: Raven
Tytuł oryginału: The Raven
Cykl: The Florentine (tom 1)
Wydawnictwo: Akurat
Data premiery: 16 marca 2016
Liczba stron: 510
Gatunek: paranormal romance
MOJA OCENA: 7/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Akurat


czwartek, 10 marca 2016

Kreatywny Kącik: "Zaginiony ocean" Johanna Basford


Lubicie kolorować? Jestem pewna, że wielu z Was już uległo tej modzie. Bo nie ma co ukrywać, że kolorowanki antystresowe w ostatnim czasie stały się bardzo popularne. Nie ma znaczenia ile masz lat, czy jesteś dzieckiem, czy dorosłym. Kolorować można w każdym wieku.

Moda na kolorowanki dopadła również mnie. Zafascynowana czarno-białym światem wyszukuję coraz to nowe książki do kolorowania, które mnie zaskoczą i zaintrygują. Moją faworytką zdecydowanie jest Johanna Basford. Pierwszą kolorowanką jej autorstwa która trafiła w moje ręce był „Zaczarowany las”. Świat leśnych stworzeń urzekł mnie i oczarował. Byłam więc pewna, że gdy tylko ukaże się „Zaginiony ocean”, będę musiała go zdobyć.


Tym razem rysowniczka zbiera nas na wyprawę po podwodnym świecie, pełnym zatopionych statków, zamków, ukrytych skarbów, muszli i raf koralowych. Znajdziemy tu przeróżne podwodne stworzenia, takie jak żółwie morskie, ośmiornice, rozgwiazdy, meduzy i całe ławice przeróżnych ryb. Wyruszymy również do świata legend i magii, gdzie spotkamy przepiękne syreny. Ale co to za podwodna przygoda bez skarbów? Oczywiście nie zabraknie najróżniejszych przedmiotów, które zostały sprytnie poukrywane na każdej stronie. Naszym zadaniem jest je odnaleźć i pokolorować. Ułatwieniem będzie klucz do zaginionego oceanu, który znajduje się na samym końcu książki. Mamy tam wyraźnie napisane, jakie elementy zostały schowane na poszczególnym obrazku. Zalecam jednak, aby wysilić trochę szare komórki, wytężyć wzrok i samemu poszukać ukrytych skarbów. Przekonacie się, że „Zaginiony ocean” oczaruje Was i sprawi, że na długie godziny zapomnicie o szarej rzeczywistości.


Wszystkie kolorowanki Johanny Basford wyróżniają się mnogością szczegółów i detali. Od tych najmniejszych, które wymagają niezwykłej precyzji podczas kolorowania, do tych całkiem sporych, które koloruje się zdecydowanie dużo łatwiej. „Zaginiony ocean” nie jest wyjątkiem. Każda strona skrywa tajemnice które tylko czekają by je odkryć. Obrazki są dopracowane w każdym, nawet najmniejszym szczególe. Podoba mi się to, że kolorowanka ma dość zróżnicowany poziom. Znajdziemy tutaj przeróżne ilustracje dla początkujących i zaawansowanych. Myślę więc, że starsze dzieci nie będą miały problemu z pokolorowaniem tych prostszych obrazków. Oczywiście są tutaj i takie szkice, które od samego patrzenia na nie wywołują zawroty głowy. Wymagają one zdecydowanie dużo większego skupienia i cierpliwości, a przede wszystkim umiejętności. Zapewniam Was, że nie jest łatwo pokolorować niektóre elementy. Trzeba włożyć w to wiele pracy i wysiłku, a przede wszystkim poświęcić dość sporo czasu.

Kolorowanki antystresowe to świetny sposób na pozbycie się nudy, a przy okazji na ukojenie nerwów i stresu, jednak należy pamiętać, że jest to straszny pochłaniacz czasowy. Mimo to, warto sięgnąć po kredki i zagłębić się w ten niezwykły czarno-biały świat, by nadać mu barw i niepowtarzalnego, indywidualnego wyglądu. Tylko od nas zależy jak pokolorujemy obrazki. Możliwości mamy nieograniczone. Wystarczy tylko uruchomić wyobraźnię i pozwolić jej trochę popracować, a sami przekonacie się ile przyjemności może dać kolorowanie.


„Zaginiony ocean” to kolorowanka która Was zachwyci i oczaruje. Johanna Basford bez wątpienia zasługuje na miano królowej kolorowanek i śmiało mogę Wam polecić tę i inne książki rysowniczki. Mnie osobiście dużo bardziej przypadł do gustu „Zaczarowany las”, ale myślę, że każdy miłośnik podwodnego świata będzie zachwycony najnowszą kolorowanką autorki. Johanna Basford ma na swoim koncie jeszcze dwie książki do kolorowania, mianowicie „Tajemny ogród” i „Tajemny ogród dla wtajemniczonych”. Niestety żaden z tych tytułów nie trafił jeszcze w moje ręce, ale jestem pewna, że w najbliższej przyszłości na pewno się to zmieni.

W każdym razie, wybór jest ogromny, a każdy miłośnik kolorowanek znajdzie tutaj coś dla siebie. Czy to magiczny ogród pełen przeróżnych kwiatów i roślin, czy to zaczarowany las pełen leśnych stworzeń, lub fascynujący ocean zachwycający swoim podwodnym światem. Wszystkie kolorowanki tylko czekają aby je odkryć. Łapcie więc za kredki i dajcie się porwać manii kolorowania. Gorąco polecam!

Ilustracje: Johanna Basford
Tytuł: Zaginiony ocean
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 88
MOJA OCENA: 8/10


Kreatywne kolorowanie zawdzięczam Wydawnictwu Nasza Księgarnia, za co serdecznie dziękuję


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka